Autor: Rafał Porzeziński,
MiÅ‚ujcie siÄ™! 5/2011 → Ruch Czystych Serc
Na krótkiej smyczy
Kiedy po raz pierwszy usÅ‚yszaÅ‚em o programie wyzwolenia z naÅ‚ogów, byÅ‚em uzależnionym od hazardu chÅ‚opcem, który mimo przekroczenia 21 lat nie byÅ‚ w stanie dorosnąć i wziąć za siebie odpowiedzialnoÅ›ci. WyÅ›miaÅ‚em caÅ‚y ten program, ze wszystkimi zapewnieniami o tym, że tylko tak mogÄ™ wyrwać siÄ™ z naÅ‚ogów, zachować abstynencjÄ™, trzeźwieć i żyć peÅ‚niÄ… życia...
GraÅ‚em dalej w najlepsze. Co gorsza, z roku na rok co raz mniej o sobie wiedziaÅ‚em, coraz mniej siÄ™ akceptowaÅ‚em, coraz bardziej unikaÅ‚em swego wzroku podczas porannego golenia... Kolejne pokÅ‚ady dna, które osiÄ…gaÅ‚em, dewastujÄ…c swoje relacje z bliskimi, dalszymi i z samym Bogiem, uczyniÅ‚y ze mnie niewolnika gry. Na krótkiej smyczy naÅ‚ogów trzymaÅ‚ mnie najwiÄ™kszy nieprzyjaciel miÅ‚oÅ›ci – szatan. Co obiecywaÅ‚ w zamian? Na poczÄ…tku bardzo, bardzo wiele: Å‚atwe życie, wysokie wygrane, ciekawe towarzystwo i wiele intensywnych nocy, podczas których WarszawÄ™ kÅ‚adÅ‚ u mych stóp, żeby potem budzić mnie nieznoÅ›nym kacem. Z czasem te wszystkie obietnice, które i tak byÅ‚y bez pokrycia, okazaÅ‚y siÄ™ zbÄ™dne. TrwaÅ‚em w naÅ‚ogu, cieszÄ…c siÄ™ z chwilowej ulgi, jakÄ… dawaÅ‚a mi gra, jakÄ… dawaÅ‚y mi jakoÅ› tam skombinowane pieniÄ…dze na niÄ…, jakÄ… dawaÅ‚ mi wypalony przy kartach joint. Jak to możliwe, że daÅ‚em siÄ™ zwieść przez takie zaÅ›niedziaÅ‚e i brudne Å›wiecideÅ‚ka? Wszystko z braku miÅ‚oÅ›ci – miÅ‚oÅ›ci do siebie samego. ChciaÅ‚em mieć wszystko, a czuÅ‚em, że nie zasÅ‚ugujÄ™ na nic.
To jest ta noc!
Pewnej nocy, kiedy po szarym dniu wróciÅ‚em do domu, moje oczy spoczęły na książce Radykalni, którÄ… kupiÅ‚em, żeby zobaczyć, jak tam byÅ‚o z nawróceniem mego kumpla z nastoletnich punkowych wypadów jarociÅ„skich. NazywaÅ‚ siÄ™ Grzegorz WacÅ‚aw, lepiej znany byÅ‚ jako „Dziki”. ZnaÅ‚em jÄ… już dobrze i budziÅ‚a we mnie jakÄ…Å› tÄ™sknotÄ™. Tego dnia krzyknÄ…Å‚em Bogu prosto w Twarz, patrzÄ…c na wiszÄ…cy w pokoju krzyż: „Ja tak dalej nie mogÄ™ i nie chcÄ™!”. To byÅ‚ mój pierwszy krok. Uznanie bezsilnoÅ›ci. Choć może siÄ™ to komuÅ› wydać dziwne, Bóg odpowiedziaÅ‚ mi od razu. Nie pamiÄ™tam dokÅ‚adnie tych sÅ‚ów, ale pamiÄ™tam brzmienie spokojnego, gÅ‚Ä™bokiego barytonu. BrzmiaÅ‚ tak czysto i wyraźnie, jakby mówiÅ‚ ze mnie, a nie gdzieÅ› z boku czy z góry. ZaczÄ…Å‚em zdziwiony stawiać pytania i otrzymywaÅ‚em odpowiedzi, które o miliony lat Å›wietlnych wyprzedzaÅ‚y, a o miliardy Mont Everestów przewyższaÅ‚y mojÄ… mÄ…drość. Ten GÅ‚os w prosty sposób dawaÅ‚ mi odpowiedzi tak jasne, prawdziwe i kompletne, że w moich oczach pojawiÅ‚y siÄ™ Å‚zy. A Bóg mówiÅ‚ do mnie i o mnie. O tym, że na mnie czeka, że mnie chce, że nigdy siÄ™ nie oddaliÅ‚, że to ja nie sÅ‚ucham, gdy On mówi. ByÅ‚em wstrzÄ…Å›niÄ™ty, wzruszony i szczęśliwy. PowiedziaÅ‚em: „Panie jeÅ›li to Ty do mnie mówisz, proszÄ™, daj mi jak »Dzikiemu« ten dar jÄ™zyków, bym mógÅ‚ CiÄ™ chwalić gÅ‚oÅ›no«.
Tego, co dziaÅ‚o siÄ™ przez nastÄ™pne 30, 40, 60 – sam nie wiem ile minut – nie sposób zapomnieć ani wytÅ‚umaczyć. Z moich ust popÅ‚ynęła jakby niekoÅ„czÄ…ca siÄ™ pieśń, w obcych, w moim pojÄ™ciu nieistniejÄ…cych, jÄ™zykach. Na przemian tÅ‚umiÅ‚em jÄ… Å›miechem i pÅ‚aczem, ale ona wracaÅ‚a; mój jÄ™zyk nie byÅ‚ mi posÅ‚uszny, taÅ„czyÅ‚ jak oszalaÅ‚y, ukÅ‚adajÄ…c siÄ™ w sÅ‚owa, których nigdy przedtem nie sÅ‚yszaÅ‚em. To byÅ‚a godzina oczyszczenia. Nigdy nikt mi jej nie wydrze...
Potem do rana czytaÅ‚em BibliÄ™ i woÅ‚aÅ‚em „Marana tha!” (aram. „Panie nasz, przyjdź!”). Po raz pierwszy w życiu wypowiedziaÅ‚em modlitwÄ™ Ojcze nasz, rozumiejÄ…c bardzo gÅ‚Ä™boko, co mówiÄ™. Od tej nocy w moim życiu zmieniÅ‚o siÄ™ wiele, by nie rzec wszystko. OdtÄ…d nigdy już nie braÅ‚em narkotyków. ZaczÄ…Å‚em intensywnÄ… pracÄ™ nad swoim wyjÅ›ciem z uzależnienia od hazardu, nigdy już nie wróciÅ‚em do naÅ‚ogu w sposób staÅ‚y i destrukcyjny. W tym roku minęło 10 lat mojej caÅ‚kowitej wolnoÅ›ci od hazardu i 15 od jakichkolwiek narkotyków.
Co ja mam?
Po tamtej nocy byÅ‚o Å›wiÄ™to. Zarówno duchowe Å›wiÄ™to dla mnie, jak i w sensie rzeczywistym, liturgiczno-kalendarzowym. To byÅ‚a noc Zmartwychwstania z 12 na 13 kwietnia 1997 roku. TydzieÅ„ później, dokÅ‚adnie w NiedzielÄ™ MiÅ‚osierdzia, odbyÅ‚em pierwszÄ… po latach spowiedź Å›wiÄ™tÄ…. PostanowiÅ‚em codziennie chodzić na MszÄ™ Å›w. i modlić siÄ™ na różaÅ„cu, minimum jednÄ… częściÄ…. Dlaczego różaniec? WierzyÅ‚em, że to ta modlitwa, wiernie i przez wiele lat odmawiana przez mojÄ… babcie, mamÄ™ i siostrÄ™, zwróciÅ‚a mi wolność. ByÅ‚em wtedy DJ-em w jednej z dużych stacji radiowych, prowadziÅ‚em weekendowe poranki, a w dni powszednie audycje nocne. Każdego ranka wracaÅ‚em z pracy i zamiast do Å‚óżka szedÅ‚em na dwie Msze Å›w.: najpierw na 6.30, a potem zostawaÅ‚em jeszcze na siódmÄ…. Po Mszach klÄ™kaÅ‚em przed obrazem Matki Bożej CzÄ™stochowskiej i prosiÅ‚em Boga o trzy sprawy: po pierwsze, by zabraÅ‚ moje zniewolenia, po drugie, abym zrozumiaÅ‚, o co tak naprawdÄ™ chodzi we Mszy Å›w., i po trzecie, by daÅ‚ mi najwspanialszÄ… żonÄ™ (wierzÄ…cÄ…, zakochanÄ… we mnie i w Bogu, piÄ™knÄ… i mÄ…drÄ…, wspaniaÅ‚Ä… i jedynÄ… w swoim rodzaju).
ByÅ‚em w swych modlitwach i obecnoÅ›ci na Mszy Å›w. wierny, na pewno przez ponad rok. ProszÄ…c o te trzy kluczowe dla mnie kwestie, zastanawiaÅ‚em siÄ™: Co ja mam? Co mógÅ‚bym Bogu ofiarować? I w pewnym momencie zorientowaÅ‚em siÄ™, że jest coÅ› takiego – coÅ›, co przez caÅ‚e lata byÅ‚o dla mnie najcenniejszym skarbem, choć w trzeźwym myÅ›leniu nie jest warte nic: mój grzech. ZrozumiaÅ‚em, że tan dar jest Bogu miÅ‚y. CzuÅ‚em coraz bardziej, że jestem nÄ™dzÄ… samÄ…, i w tej nÄ™dzy trwaÅ‚em, pyszniÄ…c siÄ™ swym grzechem – i teraz to wypieszczone dziecko o gÅ‚owie smoka mogÄ™ oddać Temu, który wie, jak spÄ™tać je Å‚aÅ„cuchem, jak wygnać je z mojego życia na zawsze. CoÅ›, co dla praktyków sakramentów Å›wiÄ™tych jest oczywiste, ja wówczas poczuÅ‚em pierwszy raz! Choć nie znaÅ‚em wówczas Dzienniczka Å›w. Faustyny, podczas tej pierwszej godzinnej spowiedzi w Otwocku u Pallotynów, w NiedzielÄ™ Bożego MiÅ‚osierdzia, poczuÅ‚em to, o czym przeczytaÅ‚em znacznie później. Sakrament spowiedzi to jest triumf czÅ‚owieczeÅ„stwa. Bóg naprawdÄ™ nie chce moich genialnych książek, superaudycji, wspaniaÅ‚ych przemówieÅ„, idealnych wystÄ™pów, On pragnie, abym oddaÅ‚ mu swój grzech.
Raz, dwa, trzy…
Czasami, modlÄ…c siÄ™ codziennie o to samo, ganiÅ‚em siÄ™ w myÅ›lach: „Przecież ty, pyÅ‚ku z pychy samej ulepiony, wÅ‚asnego StwórcÄ™ wodzisz na pokuszenie, traktujesz Go jak zÅ‚otÄ… rybkÄ™. Trzy życzenia! DureÅ„ z ciebie”. Tak myÅ›laÅ‚em, ale gdzieÅ› najgÅ‚Ä™biej czuÅ‚em, że ta moja litania próÅ›b jest Bogu miÅ‚a, a jak nie, no to po prostu mi tego nie da i już. Ale daÅ‚ – i to co do joty.
Najszybciej przestaÅ‚em grać i siÄ™gać po narkotyki. StaÅ‚o siÄ™ to od razu i trwa w wypadku narkotyków do dziÅ› , a w wypadku grania… O tym za chwilÄ™.
Rok i parÄ™ miesiÄ™cy później, dokÅ‚adnie w październiku 1998, zaczęła siÄ™ speÅ‚niać moja druga proÅ›ba. Najpierw byÅ‚y katechezy Drogi Neokatechumenalnej, a 6 grudnia wstÄ…piÅ‚em do wspólnoty. Trudno mi dziÅ› wyobrazić sobie piÄ™kniejsze i peÅ‚niejsze wprowadzenie w sens Mszy Å›w., ofiary eucharystycznej niż owe 10 czy 11 lat, które spÄ™dziÅ‚em w tej wspólnocie. Pan Bóg traktuje nasze proÅ›by serio! NajdÅ‚użej czekaÅ‚em na żonÄ™ – tÄ™ wyÅ›nionÄ…, jedynÄ…, wspaniaÅ‚Ä…. Choć poznaliÅ›my siÄ™ także w rok po rozpoczÄ™ciu mojej „krucjaty”, to uwierzenie, że ten AnioÅ‚, piÄ™kny, cudowny, sÅ‚owem moja Agnieszka, to wÅ‚aÅ›nie Ona i że Pan Bóg naprawdÄ™ pragnie dla mnie megaszczęścia już tu na ziemi, zajęło mi kolejne dwa lata. Ale nawet biorÄ…c poprawkÄ™ na moje niedowiarstwo, Dobry Bóg uwinÄ…Å‚ siÄ™ z moimi proÅ›bami – raz-dwa-trzy. I wtedy zaczęły siÄ™ problemy...
Trach! Bum! Bang!
PoczuÅ‚em siÄ™ mocny. Bardzo mocny. Åšlub bezalkoholowy, wspólnota, codzienne różaÅ„ce z żonÄ…, romantyczne wypady gdzie nas oczy poniosÄ…, Medjugorie, Kanada, trzy miesiÄ…ce miodowe nbsp;– i nagle trach! ZapomniaÅ‚em o obietnicach, o przymierzu z Bogiem, o wdziÄ™cznoÅ›ci...
Ląduje w kasynie. Gram z pełną świadomością klęski, gram, czując osobowe zło siedzące mi na plecach, w sercu i w głowie, gram i nie wiem, co będzie dalej... Strach. Paraliżujący, upokarzający, jak przed laty, jak wtedy, gdy bałem się, że połamią mi ręce i nogi za długi. Jak wtedy, gdy przegrywałem ostatnie pieniądze na życie... Straszliwy strach...
I wówczas przypomniaÅ‚y mi siÄ™ one, dziesięć lat po tym, jak uznaÅ‚em je za bajkÄ™ dla dzieci – kroki. 12 kroków – moja droga do wolnoÅ›ci! PoszedÅ‚em na mityngi anonimowych hazardzistów, zaczÄ…Å‚em czytać książki, poznaÅ‚em ludzi chorych na hazard, tak samo jak ja. ZrozumiaÅ‚em, że nie wystarczy religijne uniesienie, by zmienić sposób myÅ›lenia, by nie chcieć naÅ‚ogowo i kompulsywnie regulować uczuć. Tak – wÅ‚aÅ›nie regulować. DowiedziaÅ‚em siÄ™ wtedy, że moja choroba, podobnie jak narkomania, alkoholizm, pracoholizm, seksoholizm czy inny podobny szajs, jest chorobÄ… naÅ‚ogowego regulowania uczuć. PoprosiÅ‚em starszego w trzeźwieniu kolegÄ™ o sponsoring, czyli o wspólne przerabianie programu 12 kroków. MiaÅ‚em dużo szczęścia, że trafiÅ‚em na Jacka, a jeszcze wiÄ™cej, że Pan Bóg mnie wysÅ‚uchaÅ‚ i daÅ‚ mi rzeczywiÅ›cie mÄ…drÄ… żonÄ™, która w pracy nad programem wspieraÅ‚a mnie przez caÅ‚y czas i wspiera do dziÅ›.
„MiÅ‚ujcie siÄ™!”, czyli 12 kroków
Te lata, które przeżyÅ‚em na programie, to byÅ‚y najpierw lata poznawania siebie, a potem nieporadnego próbowania pokochania siebie. Jezus mówi: „MiÅ‚ujcie siÄ™!”. Ależ to byÅ‚o wyzwanie, ależ to byÅ‚a przygoda i jaki trud! Ale kiedy pojawiÅ‚a siÄ™ ta miÅ‚ość, w kolejnych krokach programu sporzÄ…dzajÄ…c listÄ™ ludzi, których skrzywdziÅ‚em, zrozumiaÅ‚em, że pierwsze miejsce na tej liÅ›cie należy siÄ™ mnie. Å»e to siebie najtrudniej byÅ‚o mi kochać. Å»e to siebie pragnÄ…Å‚em zniszczyć za wszelkÄ… cenÄ™, nie wierzÄ…c, że należy mi siÄ™ szczęście, radość i miÅ‚ość. 12 kroków to jedynie narzÄ™dzie – ale narzÄ™dzie, które Billowi W., zaÅ‚ożycielowi pierwszej wspólnoty AA, podyktowaÅ‚ Duch ÅšwiÄ™ty. Gdyby tak nie byÅ‚o, miliony ludzi na caÅ‚ym Å›wiecie nie odnajdywaÅ‚yby miÅ‚oÅ›ci, wolnoÅ›ci, szczęścia, idÄ…c tym programem.
Kiedy zrozumiaÅ‚em, jak wielka mÄ…drość i moc kryje siÄ™ w tych 12 etapach-stopniach-schodkach, poczuÅ‚em wdziÄ™czność do Boga, że nie przeszkodziÅ‚ mi popaść w niewolÄ™ hazardu, przed którym musiaÅ‚em uciekać drogÄ… dwunastu kroków. Inaczej być może nigdy nie usÅ‚yszaÅ‚bym o tym programie. „Pewnie nie byÅ‚by Ci potrzebny” – zauważy bystry czytelnik. Nieprawda! Ten program nie powstaÅ‚ dlatego, by ktoÅ› przestaÅ‚ pić, ćpać, grać, onanizować siÄ™ czy pracować 22 godziny na dobÄ™. Ten program ma na celu jedno: przekonać nas, że jesteÅ›my godni miÅ‚oÅ›ci i że z pomocÄ… tej miÅ‚oÅ›ci sami możemy zacząć kochać.
Dla grzeszników, czyli dla każdego
Kiedy odkryÅ‚em, że ten program niesie wartoÅ›ci uniwersalne i że na Å›wiecie sÄ… adaptacje programu adresowane specjalnie do chrzeÅ›cijan, czyli do grzeszników, nagraÅ‚em wraz z dwoma przyjacióÅ‚mi (Jackiem RaciÄ™ckim, terapeutÄ… uzależnieÅ„, i o. Maksymem Popowym, psychologiem, klaretynem z Krasnojarska, który program zaszczepiÅ‚ w Rosji), audioprzewodnik po programie. PierwszÄ… w historii Polski pÅ‚ytÄ™ na temat programu. ZaczÄ…Å‚em prowadzić warsztaty 12 kroków dla chrzeÅ›cijan (www.12krokow.com.pl). DziÅ› chcÄ™ Wam powiedzieć, że ten program pozwala żyć peÅ‚niÄ… życia. Pozwala poznać wszystkie nasze mocne i sÅ‚abe strony bez oskarżania siÄ™ i bez wpadania w pychÄ™. Ten program to rodzaj mapy: jak żyć, by kochać i być kochanym. Patetyczne? Tak, z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ…, ale co poradzić jeÅ›li prawdziwe? Sam spróbuj.