Autor: Lilla Danilecka,
MiÅ‚ujcie siÄ™! 1/2004 → Temat numeru
Bernard Cordier (1912-1993) – nieprzeciÄ™tny czÅ‚owiek, który w życiu wybieraÅ‚ zawsze to, co trudne i ryzykowne. Kapitan lotnictwa, a potem kapÅ‚an i kierownik duchowy, wieczny wÄ™drowiec – od Francji przez AmerykÄ™ do Afryki i przez ciszÄ™ klasztornej celi aż do spotkania z Bogiem.
Rodzice Bernarda stracili majÄ…tek, kiedy byÅ‚ on dorastajÄ…cym chÅ‚opcem. MusiaÅ‚ wiÄ™c przerwać naukÄ™ w podparyskim gimnazjum Sainte-Croix w Neuilly i podjąć pracÄ™ fizycznÄ…. Nie byÅ‚o to dla niego zbyt wielkim wyrzeczeniem, ponieważ uczniem byÅ‚ przeciÄ™tnym, bardziej od teoretycznych lekcji geografii i matematyki lubiÅ‚ spÄ™dzane w gronie kolegów wycieczki i harcerskie obozy sprawnoÅ›ciowe. Na szczęście, dziÄ™ki wyrozumiaÅ‚oÅ›ci dyrektora szkoÅ‚y, o. de Julleville’a, późniejszego biskupa Rouen, chÅ‚opiec mógÅ‚ bezpÅ‚atnie kontynuować naukÄ™ w wolnym od pracy czasie. ByÅ‚y lata 20. XX w. Z tego okresu Bernard zapamiÄ™taÅ‚ wymagajÄ…cych i peÅ‚nych oddania harcmistrzów, lecz ponad innych autorytetem byÅ‚a dla niego nieprzeciÄ™tna postać matki. Tak napisaÅ‚ o niej w swoim pamiÄ™tniku: „PierwszÄ… Å‚askÄ… Bożą, jakÄ… otrzymaÅ‚em w życiu, byÅ‚a moja prawdziwie Å›wiÄ™ta matka, o której mówili tak wszyscy, którzy znali jÄ… bliżej. Do ciężkich życiowych doÅ›wiadczeÅ„ podchodziÅ‚a ze zdumiewajÄ…cÄ… wrÄ™cz odwagÄ… i nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek widziaÅ‚ jÄ… w zÅ‚oÅ›ci czy chociażby w zÅ‚ym humorze. Kiedy w dzieciÅ„stwie zrobiÅ‚em jakieÅ› gÅ‚upstwo, nigdy mnie ostro nie strofowaÅ‚a. WystarczyÅ‚o mi, że spojrzaÅ‚a na mnie ze smutkiem w oczach, a natychmiast caÅ‚y byÅ‚em skruszony. PamiÄ™tam pierwszÄ… noc, którÄ… spÄ™dziÅ‚em poza domem. WracajÄ…c o 6 rano, zastaÅ‚em matkÄ™ siedzÄ…cÄ… na krzeÅ›le z różaÅ„cem w rÄ™ku. Przez caÅ‚Ä… noc tak siedziaÅ‚a i modliÅ‚a siÄ™ za mnie”.
Chłopak z charakterem
Podobno czÅ‚owiek z charakterem zawsze wybiera to, co trudniejsze. W pewnym sensie Bernarda zmusiÅ‚o do takiej postawy samo życie, które nie szczÄ™dziÅ‚o jego rodzinie codziennych wyzwaÅ„ i okazji do autentycznej walki o przetrwanie. Pewnej letniej niedzieli, kiedy razem ze starszÄ… siostrÄ… AgatÄ… pracowali w Paryżu dla marnego grosza (nie zarabiali nawet tyle, żeby kupić sobie coÅ› do jedzenia), Bernard pocieszaÅ‚ swojÄ… zmartwionÄ… siostrÄ™: „Zaraz pojadÄ™ na pÅ‚ywalniÄ™ w Neuilly, wÅ‚aÅ›nie odbywajÄ… siÄ™ tam zawody pÅ‚ywackie. Wygram je i bÄ™dziemy mieli pieniÄ…dze na obiad”. Już po dwóch godzinach wróciÅ‚ z kurczakiem, którego kupiÅ‚ za zdobytÄ… nagrodÄ™.
W wieku 18 lat Bernard Cordier zaciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ do wojska. ImponowaÅ‚a mu przynależność do sÅ‚ynnej już w tamtych czasach francuskiej Armée de l’Air. Szybko zostaÅ‚ uznanym przez dowództwo i kolegów pilotem. Wyznaczono mu loty próbne na dużych wysokoÅ›ciach, co w latach 30. oznaczaÅ‚o nie tylko konieczność opanowania skomplikowanych umiejÄ™tnoÅ›ci pilotażu, lecz także zmagania siÄ™ z kilkudziesiÄ™ciostopniowymi mrozami, ponieważ latano w samolotach z odkrytÄ… kabinÄ…. „Kiedy jako 18-latek wstÄ…piÅ‚em do wojsk powietrznych, wiedziaÅ‚em, że jest duże prawdopodobieÅ„stwo, iż nie dożyjÄ™ dwudziestych urodzin, ponieważ w tamtych czasach wypadki w lotnictwie zdarzaÅ‚y siÄ™ bardzo czÄ™sto” – wyznaÅ‚ po latach.
W 1937 r. Cordier otrzymaÅ‚ propozycjÄ™ pracy jako pilot samolotów transportowych w liniach lotniczych Air France. Wymaganiem byÅ‚o jednak zdanie skomplikowanego egzaminu z matematyki. Bernard zdążyÅ‚ już nawet zapomnieć szkolne podstawy, nie mówiÄ…c o nieosiÄ…galnym, jak mu siÄ™ wydawaÅ‚o, poziomie uniwersyteckim. Z pomocÄ… przyszedÅ‚ mu przyjaciel z mÅ‚odoÅ›ci, inżynier: „Masz cztery miesiÄ…ce, uda ci siÄ™, jeÅ›li tylko naprawdÄ™ bÄ™dziesz tego chciaÅ‚”. Cordier otrzymaÅ‚ wymarzonÄ… posadÄ™.
W chmurach wojny
Wypadki II wojny Å›wiatowej skazaÅ‚y rodzinÄ™ Cordierów na tuÅ‚aczkÄ™, zakoÅ„czonÄ… szczęśliwie w Marsylii, należącej poczÄ…tkowo do wolnej strefy. Tam też na poczÄ…tku wojny wykonywaÅ‚ swoje obowiÄ…zki Bernard, obsÅ‚ugujÄ…c lotnicze poÅ‚Ä…czenia Å›ródziemnomorskie. W maju 1940 r. wysÅ‚ano go do Vichy z poleceniem przetransportowania marszaÅ‚ka Pétaina do Afryki PóÅ‚nocnej. Nie wykonaÅ‚ rozkazu i automatycznie znalazÅ‚ siÄ™ na czarnej liÅ›cie. MogÅ‚o go to kosztować życie albo w najlepszym wypadku deportacjÄ™. Niemal w ostatniej chwili udaÅ‚o mu siÄ™ uciec do Anglii, gdzie przyÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ do lotniczej obsÅ‚ugi ruchu oporu w okupowanych krajach. DoskonaliÅ‚ swoje umiejÄ™tnoÅ›ci pilotażu, wÅ‚Ä…cznie z karkoÅ‚omnymi akrobacjami w powietrzu. „Bernard nie robiÅ‚ niczego, żeby siÄ™ popisywać, ani nie należaÅ‚ do kategorii ludzi szukajÄ…cych guza, on po prostu wybraÅ‚ niebezpieczny zawód i wykonywaÅ‚ go perfekcyjnie. Jego sekret tkwiÅ‚ w jednym sÅ‚owie – odwaga, jeszcze raz odwaga, zawsze odwaga” – wspomina jego siostra Agata Mella. LataÅ‚ na poÅ‚udnie Francji, do JugosÅ‚awii, obsÅ‚ugiwaÅ‚ także poÅ‚Ä…czenia z WarszawÄ…, PragÄ…, NorymbergÄ… i Berlinem, gdzie byÅ‚ naocznym Å›wiadkiem tragicznej krysztaÅ‚owej nocy.
„W WigiliÄ™ latajÄ… tylko anioÅ‚y”
Po zakoÅ„czeniu wojny Bernard Cordier powróciÅ‚ do pracy w Air France jako pilot lotów pasażerskich, gÅ‚ównie w strefie Å›ródziemnomorskiej: Rzym, IstambuÅ‚, Ankara, Teheran, Bejrut, Malta. W grudniu 1946 r. francuskie linie lotnicze podjęły kolejne wyzwanie – regularne poÅ‚Ä…czenie pasażerskie z Paryża na Madagaskar, lot z siedemnastoma miÄ™dzylÄ…dowaniami. W WigiliÄ™ Cordier zasiadÅ‚ za sterami DC 3, na pokÅ‚adzie oprócz niego znajdowaÅ‚o siÄ™ 12 osób. OkoÅ‚o póÅ‚nocy zaczÄ…Å‚ szukać wzrokiem Å›wiateÅ‚ El-Aden na Pustyni Libijskiej. Miasto i lotnisko byÅ‚y pod kontrolÄ… Brytyjczyków, Cordier sÄ…dziÅ‚ zatem, że nie bÄ™dzie miaÅ‚ problemów z otrzymaniem zgody na miÄ™dzylÄ…dowanie i zatankowanie prawie już pustych zbiorników z paliwem. Niestety, radiostacja lotniska milczaÅ‚a. W dole nie widać byÅ‚o żadnych Å›wiateÅ‚, tylko czarnÄ… czeluść pustyni. Cordier przez uÅ‚amek sekundy z nostalgiÄ… pomyÅ›laÅ‚ o rodzinie, która zapewne zebrana w przytulnym salonie Å›piewaÅ‚a wÅ‚aÅ›nie kolÄ™dy, lecz po chwili oczyma wyobraźni widziaÅ‚ już tylko, jak samolot rozbijaÅ‚ siÄ™ o pustynnÄ… wydmÄ™, rozÅ›wietlajÄ…c na chwilÄ™ noc Bożego Narodzenia Å‚unÄ… pożaru. Po piÄ™tnastu minutach bÅ‚Ä…dzenia nad morzem piasku, dokÅ‚adnie o póÅ‚nocy, nagle bÅ‚ysnęły jakieÅ› Å›wiatÅ‚a. Samolot znajdowaÅ‚ siÄ™ na kursie pasa startowego lotniska w El-Aden. Po sprowadzeniu maszyny Cordier natychmiast wyskoczyÅ‚ na pÅ‚ytÄ™ z zamiarem zrobienia awantury pierwszemu pracownikowi, który siÄ™ przed nim zjawi. Podpity Anglik odparÅ‚ rozbrajajÄ…co: „To nie wiedziaÅ‚ pan, że w WigiliÄ™ latajÄ… tylko anioÅ‚y?”.
Milcząca pewność
W 1947 r. Bernard Cordier należaÅ‚ już do Å›wiatowej czoÅ‚ówki pilotów pracujÄ…cych w lotnictwie cywilnym. RozpoczÄ…Å‚ transatlantyckie rejsy na pokÅ‚adzie samolotów Constellations, którymi w sumie przeleciaÅ‚ na trasie z Europy do Stanów Zjednoczonych ponad 150 razy. Latano przeważnie nocami, których atmosferÄ™ Cordier zapamiÄ™ta na caÅ‚e życie. Tak wspominaÅ‚ nocne rejsy: „Podczas gdy wszyscy pasażerowie spali, sÅ‚yszaÅ‚em nie tylko szum silnika – wydawaÅ‚o mi siÄ™, że sÅ‚yszÄ™ również milczenie gwiazd”. Koledzy zaczÄ™li zauważać, że z Bernardem dzieje siÄ™ coÅ› dziwnego, lecz jeszcze nikt nie podejrzewaÅ‚, co tak naprawdÄ™ usÅ‚yszaÅ‚ ów przystojny pilot w tajemniczym milczeniu gwiazd.
15 sierpnia 1948 r. Bernard Cordier zamknÄ…Å‚ siÄ™ w swoim mieszkaniu z książkÄ… Lecomte'a du Nou, L’homme et sa destinée (CzÅ‚owiek i jego przeznaczenie), w której chciaÅ‚ znaleźć odpowiedź na temat poczÄ…tków istnienia Å›wiata i cywilizacji. Podczas lektury zostaÅ‚ nagle przenikniÄ™ty myÅ›lÄ…, która nie pochodziÅ‚a jednak z książki i która zmieniÅ‚a zupeÅ‚nie jego życie: „Bóg istnieje. Bóg jest wszystkim. Å»yjÄ™ jedynie dziÄ™ki Niemu, ponieważ On kocha mnie miÅ‚oÅ›ciÄ… szczególnÄ…. To byÅ‚o coÅ› wiÄ™cej niż wizje czy sÅ‚owa objawienia – to byÅ‚a milczÄ…ca pewność, która ogarnęła caÅ‚Ä… mojÄ… osobÄ™, pewność tak oczywista, że absolutnie bezdyskusyjna. Po godzinie gÅ‚Ä™bokiego wzruszenia podjÄ…Å‚em decyzjÄ™, aby poÅ›wiÄ™cić Bogu caÅ‚e swoje życie”.
Zmiana nie tylko munduru
Dla Bernarda Cordiera zaczÄ…Å‚ siÄ™ nowy etap poszukiwania drogi. Wciąż jeszcze pozostawaÅ‚ w oficerskim mundurze i nienagannie wypeÅ‚niaÅ‚ swoje zawodowe obowiÄ…zki, jednak przez kolejne póÅ‚tora roku caÅ‚y swój wolny czas spÄ™dzaÅ‚ na pogÅ‚Ä™bianiu swej relacji z Bogiem. Za namowÄ… ojca dominikanina, Yves'a Congara, jeździÅ‚ od czasu do czasu do Saulchoir, gdzie miaÅ‚ do dyspozycji pokoik w sÄ…siedztwie Jacques'a i Raissy Maritainów. OdwiedzaÅ‚ także różne klasztory, aż wreszcie jego wybór padÅ‚ na Cîteaux. Dlaczego zafascynowali go wÅ‚aÅ›nie trapiÅ›ci ze swÄ… surowÄ… reguÅ‚Ä… i milczeniem? Czyżby Bernard Cordier usÅ‚yszaÅ‚ za murami starego opactwa coÅ› z tego samego milczenia gwiazd, którego doÅ›wiadczyÅ‚, zawieszony miÄ™dzy niebem a oceanem podczas nocnych lotów?
W Wielkanoc 1950 r. trapiÅ›ci z Cîteaux przyjÄ™li go do swojej rodziny zakonnej. Dla Cordiera nie byÅ‚a to tylko zmiana munduru i zewnÄ™trznych okolicznoÅ›ci życia: to byÅ‚a konsekwentna decyzja czÅ‚owieka mogÄ…cego mieć u swoich stóp sÅ‚awÄ™, pieniÄ…dze, przyjacióÅ‚, kobiety – czÅ‚owieka, który powiedziaÅ‚ kiedyÅ› swojej siostrze: „Nie interesuje mnie miÅ‚ość, która ma poczÄ…tek i koniec. Ja pragnÄ™ miÅ‚oÅ›ci, której wymiarem jest wieczność”.
Czterdziestoletni nowicjusz przyjÄ…Å‚ imiÄ™ Baudouin (Baldwin), a jego mistrzem nowicjatu zostaÅ‚ mnich o dziesięć lat od niego mÅ‚odszy. Nie byÅ‚o mu Å‚atwo nauczyć siÄ™ życia w caÅ‚kowitym milczeniu ani rozpocząć studiów teologicznych, lecz brat Baldwin nigdy nie miaÅ‚ wÄ…tpliwoÅ›ci co do swojego powoÅ‚ania. Nigdy nie przestaÅ‚ kochać samolotów, jednak od czasu kiedy przekroczyÅ‚ klasztorne mury, żyÅ‚ już zupeÅ‚nie innÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ…. 21 kwietnia 1956 r. zÅ‚ożyÅ‚ Å›luby wieczyste, a 18 marca 1961 r. przyjÄ…Å‚ Å›wiÄ™cenia kapÅ‚aÅ„skie. Na uroczystość w kaplicy Sainte-Croix w Neuilly przybyÅ‚ „caÅ‚y Paryż” – tÅ‚um dawnych znajomych i przyjacióÅ‚ Bernarda Cordiera szczelnie wypeÅ‚niaÅ‚ Å›wiÄ…tyniÄ™. KtoÅ› napisaÅ‚ potem w liÅ›cie do ojca Baldwina: „StaliÅ›my tak z sercami Å›ciÅ›niÄ™tymi ze wzruszenia, szczególnie w chwili, kiedy twoja mama, taka drobna i krucha, podeszÅ‚a do oÅ‚tarza, aby przyjąć KomuniÄ™ Å›w. z rÄ…k swojego syna”.
Rozdział afrykański
WybierajÄ…c życie mnisze we wspólnocie trapistów, Cordier sÄ…dziÅ‚ – zgodnie z reguÅ‚Ä… zakonu – że Citeaux bÄ™dzie jego „ostatnim miejscem na ziemi”, ponieważ trapiÅ›ci nie zmieniajÄ… zasadniczo miejsca zamieszkania. Tymczasem okazaÅ‚o siÄ™, że zakon cystersów, odpowiadajÄ…c na wezwanie misyjne Stolicy Apostolskiej, postanowiÅ‚ w latach 50. zaÅ‚ożyć klasztor w Kamerunie. Ojciec Baldwin zostaÅ‚ wysÅ‚any do Grandselve, a nastÄ™pnie, w 1963 r., do Clarté-Dieu, poÅ‚ożonego w Zairze (obecnie Republika Demokratyczna Kongo) nad jeziorem Kiwu. W Clarté-Dieu znajdowaÅ‚ siÄ™ klasztor Sióstr Cysterek, którym prawie do koÅ„ca swoich dni ojciec Baldwin posÅ‚ugiwaÅ‚ jako kapelan. Chociaż nie widziaÅ‚ na wÅ‚asne oczy piekÅ‚a, które wstrzÄ…snęło regionem Wielkich Jezior w 1994 r., to przecież nienawiść plemienna poplÄ…tana z interesami kolonialnymi wzbieraÅ‚a w tej części Afryki od wielu dziesiÄ™cioleci i co pewien czas wybuchaÅ‚a lokalnymi krwawymi konfliktami. „Doprawdy nie rozumiem, jak tak straszne rzeczy mogÄ… dziać siÄ™ w tak bajecznie piÄ™knym miejscu na ziemi” – pisaÅ‚ ojciec Baldwin w swoim pamiÄ™tniku, byÅ‚ jednak pewien, że chociaż Afryka wydaje siÄ™ opuszczona przez możnych tego Å›wiata, nie jest jednak opuszczona przez Boga. Dowodem na to byÅ‚a w oczach ojca Baldwina opieka OpatrznoÅ›ci nad klasztorem Cysterek w Clarté-Dieu, gdzie wiÄ™kszość sióstr byÅ‚a pochodzenia miejscowego, a przecież żadnej z nich nie staÅ‚o siÄ™ nic zÅ‚ego podczas wojny domowej.
Ojciec Baldwin przeżyÅ‚ w Afryce dwa bardzo ważne dla siebie spotkania. Pierwszym z nich byÅ‚a wizyta w Kibeho, w miejscu objawieÅ„ Matki Bożej, gdzie rozmawiaÅ‚ z Alphonsine – jednÄ… z dziewczÄ…t, która od 1981 r. widziaÅ‚a MaryjÄ™ i Jezusa i rozmawiaÅ‚a z Nimi (zob. MiÅ‚ujcie siÄ™!, nr 3/2002). Drugim niezapomnianym spotkaniem byÅ‚o spotkanie z kobietÄ… o imieniu Adria i rozmowa z niÄ…. Ta okoÅ‚o 50-letnia Rwandyjka straciÅ‚a męża i dzieci, które umarÅ‚y wskutek chorób i niedożywienia. Jej również pewnego dnia objawiÅ‚ siÄ™ Jezus, który powiedziaÅ‚ jej, aby siÄ™ nie martwiÅ‚a, ponieważ bÄ™dzie miaÅ‚a o wiele wiÄ™cej dzieci niż te, które pochowaÅ‚a. Mama Adria jest znana w Rwandzie, ponieważ nie tylko prowadzi sierociniec dla kilkudziesiÄ™ciorga dzieci, lecz również dlatego, że od czasu kiedy regularnie rozmawia duchowo z Jezusem, nic nie je ani nie pije, chociaż trwa to już wiele lat, a kobieta jest peÅ‚na życiowej energii i w dodatku caÅ‚kiem pokaźnych kobiecych ksztaÅ‚tów. W pewnym sensie przypomina postać francuskiej mistyczki i stygmatyczki Marty Robin, zmarÅ‚ej w 1981 r., która przez 50 lat codziennie przyjmowaÅ‚a KomuniÄ™ Å›w., nic poza NiÄ… nie jedzÄ…c ani nie pijÄ…c.
Dla ojca Baldwina spotkanie z MamÄ… AdriÄ… zaowocowaÅ‚o w niezwykÅ‚y sposób. Kobieta przekazaÅ‚a mu osobiste orÄ™dzie, jakie Jezus skierowaÅ‚ do niego za jej poÅ›rednictwem. Ojciec Baldwin wcale siÄ™ nie spodziewaÅ‚, że Jezus bÄ™dzie miaÅ‚ mu aż tak wiele do powiedzenia. OrÄ™dzie zapisane w jego pamiÄ™tniku nosi datÄ™ 17 stycznia 1990 r.: „Pan pragnie odnowić bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwo, jakiego udzieliÅ‚ ci w dniu Å›wiÄ™ceÅ„ kapÅ‚aÅ„skich, i pragnie, abyÅ› przeżywaÅ‚ nastÄ™pne lata swojego życia w pokoju. Pan chce, abyÅ› sprawowaÅ‚ swojÄ… posÅ‚ugÄ™ z radoÅ›ciÄ…, a pewnego dnia mógÅ‚ spotkać siÄ™ z Nim w pokoju i radoÅ›ci nieba. Pan przebaczyÅ‚ ci bardzo wiele i mówi, że da ci w ostatnich latach życia potrzebne Å‚aski, abyÅ› mógÅ‚ siÄ™ oczyÅ›cić. Pan nie chce, abyÅ› myÅ›laÅ‚ o odpoczynku, który być może planowaÅ‚eÅ›. Chce powierzyć ci specjalnÄ… misjÄ™ we Francji: bÄ™dziesz tam kierownikiem duchowym dusz i bÄ™dziesz wspieraÅ‚ je modlitwÄ…. W Eucharystii, którÄ… przyjmujesz, bÄ™dziesz zawsze pamiÄ™taÅ‚ o wszystkich, którzy przez twojÄ… posÅ‚ugÄ™ pragnÄ… zbliżyć siÄ™ do Jezusa i bÄ™dziesz udzielaÅ‚ im Komunii Å›w., sam trwajÄ…c w komunii z Jezusem. Synu mój, synu mój, Ja, Pan, żyjÄ™ w tobie i mieszkam w tobie, i speÅ‚niam dzieÅ‚o zbawienia, posÅ‚ugujÄ…c siÄ™ twojÄ… osobÄ…. PragnÄ™ wzbudzić w tobie przekonanie, że to Ja dziaÅ‚am, kiedy ty speÅ‚niasz swojÄ… posÅ‚ugÄ™ zgodnie z mojÄ… wolÄ…. Udzielam ci Å‚ask, o które mnie zawsze prosiÅ‚eÅ› w gÅ‚Ä™bi swego serca, i pragnÄ™ ciÄ™ nimi obdarowywać od dzisiaj aż do koÅ„ca twoich dni.
W miarÄ™ jak bÄ™dziesz coraz bardziej liczyÅ‚ siÄ™ z moimi pragnieniami, które dajÄ™ ci poznać i o poznanie których trzeba siÄ™ modlić, bÄ™dÄ™ również udzielaÅ‚ coraz wiÄ™cej Å‚ask osobom, za które siÄ™ modlisz.
Wiem, że pragniesz Mnie spotkać i Mnie ujrzeć, lecz każdy, kto speÅ‚nia na ziemi mojÄ… wolÄ™, już Mnie spotkaÅ‚. Pragnienie peÅ‚nienia mojej woli jest wielkÄ… Å‚askÄ… – to jest poczÄ…tek widzenia Pana i spotkania z Nim. Nie lÄ™kaj siÄ™ cierpienia, którego doÅ›wiadczysz w ostatnich latach swojego życia, nie bÄ™dzie ono przeszkodÄ… w twoim zjednoczeniu z Panem, przeciwnie (Pan nie wyjawiÅ‚, o jakie cierpienie konkretnie chodzi). Kiedy poczujesz w swoim ciele cierpienie, bÄ™dzie to znak, że zbliża siÄ™ koniec. To bÄ™dzie od Pana ostrzeżenie, że już czas przygotować siÄ™ do drogi. Kiedy bÄ™dziesz cierpiaÅ‚, ofiaruj ból w intencji zbawienia osób, które ci powierzyÅ‚em. Kiedy rozmyÅ›lasz, sÅ‚uchaj gÅ‚osu i myÅ›li, które rodzÄ… siÄ™ w tobie, ponieważ sÄ… one potwierdzeniem zjednoczenia twojej duszy z Panem. PragnÄ™ stale pogÅ‚Ä™biać w tobie Å‚askÄ™ zjednoczenia”.
„Cokolwiek siÄ™ wydarzy”
28 stycznia 1990 r. ojciec Baldwin pożegnaÅ‚ siÄ™ na zawsze z AfrykÄ… – otrzymaÅ‚ od przeÅ‚ożonych polecenie powrotu do Francji. W ostatniej homilii skierowanej do sióstr cysterek w Clarté-Dieu powiedziaÅ‚: „ZastanawiaÅ‚em siÄ™ nieraz, dlaczego Pan udziela mi tak wielu Å‚ask. I myÅ›lÄ™, że chyba po prostu dlatego, że od mÅ‚odoÅ›ci zawsze lubiÅ‚em wybierać to, co najtrudniejsze. (…) Nie smućcie siÄ™ moim odejÅ›ciem. BÄ™dziemy w Å‚Ä…cznoÅ›ci przez modlitwÄ™. Modlitwa jest zwiÄ…zkiem o wiele silniejszym niż fizyczna obecność. BÄ™dÄ™ siÄ™ za was modliÅ‚. Ja, nÄ™dzny Baldwin, mogÄ™ wypraszać wam Å‚aski, których udziela sam Bóg. Å»yjcie, okazujÄ…c sobie wzajemnie wielkÄ… miÅ‚ość, cokolwiek siÄ™ wydarzy. Rodzina zakonna jest wtedy piÄ™kna, kiedy daje Å›wiadectwo radoÅ›ci. PozostaÅ„my ze sobÄ… zÅ‚Ä…czeni modlitwÄ… i radoÅ›ciÄ…”.
„Cokolwiek siÄ™ wydarzy”… Czy ojciec Baldwin wiedziaÅ‚, o czym mówi? Okrutna wojna domowa w sÄ…siedniej Rwandzie wybuchÅ‚a dopiero kilka miesiÄ™cy później. Czyżby miaÅ‚ przeczucie ciemnoÅ›ci, jakie miaÅ‚y zawisnąć nad tym rejonem Å›wiata i pozbawić miliony jego mieszkaÅ„ców jeÅ›li nie życia, to nadziei? „Cokolwiek siÄ™ wydarzy, przypomniaÅ‚ swoim siostrom w Chrystusie, trzeba Bogu ufać do koÅ„ca i wierzyć nadziei wbrew ludzkiej nadziei”.
Jak dramatyczna walka rozegraÅ‚a siÄ™ w Rwandzie podczas wojny w obronie wiary, nadziei i miÅ‚oÅ›ci, wiedzÄ… ci, którzy przeżyli rwandyjskie piekÅ‚o 1994 roku*. Tego wszystkiego ojciec Baldwin nie widziaÅ‚ już na wÅ‚asne oczy. ZmarÅ‚ na atak serca 16 wrzeÅ›nia 1993 r. w swojej celi w Cîteaux. Cicho i bez Å›wiadków odszedÅ‚ do nieba pilot, który usÅ‚yszaÅ‚ Boga w milczeniu gwiazd.
Lilla Danilecka
Na podst. książki Bernarda Cordiera: Dans le silence des étoiles. Pilote de ligne devenu moine Cîteaux, Parole et Silence, 2002.
*Wojna domowa w Rwandzie rozpoczęła się w 1990 r., lecz największa eskalacja przemocy miała miejsce od kwietnia do lipca 1994 r.