Autor: Świadectwo,
MiÅ‚ujcie siÄ™! 2/2011 → Temat numeru
WiedziaÅ‚em, że umieram. „ChciaÅ‚bym umrzeć tak spokojnie jak Jan PaweÅ‚ II”. Kiedy żyÅ‚, byÅ‚ dla mnie nikim.
ByÅ‚ wieczór przed wigiliÄ… Bożego Narodzenia 2005 roku. W ciÄ…gu dnia zeszÅ‚y ze mnie dwa worki krwi. WiedziaÅ‚em, że umieram. Tej decydujÄ…cej nocy chciaÅ‚em być sam. PożegnaÅ‚em siÄ™ z bliskimi, mówiÄ…c: „ChciaÅ‚bym umrzeć tak spokojnie jak Jan PaweÅ‚ II”.
W kwietniu podziwiałem, jak pięknie umierał na oczach całego świata. Nie myślałem w tamtej chwili o tym, że kiedy żył, był dla mnie nikim, z wyjątkiem dumy z tego, że Polak jest na takim stanowisku w Watykanie.
WyszedÅ‚em do swojego pokoju. Tak naprawdÄ™ bardzo baÅ‚em siÄ™ Å›mierci, a oto ona byÅ‚a o krok ode mnie... To z lÄ™ku przed niÄ… odmówiÅ‚em: Ojcze nasz, ZdrowaÅ› Mario, WierzÄ™ w Boga i Aniele Boży.
Powodowany tym samym lÄ™kiem zwróciÅ‚em siÄ™ – w myÅ›lach – do Ojca Å›w. Jana PawÅ‚a II, proszÄ…c, bym w tej chwili, w chwili swej Å›mierci, byÅ‚ tak spokojny jak on. Sam nie wiem, jak to siÄ™ staÅ‚o, że zaraz po wyrażeniu tej proÅ›by zaczÄ…Å‚em mówić – ciÄ…gle w myÅ›lach – do niego, jak gdyby byÅ‚ tuż obok mnie…
Nie wiem, jak dÅ‚ugo mówiÅ‚em. Ile trzeba czasu, by bez poÅ›piechu, w atmosferze zaufania i bezpieczeÅ„stwa, opowiedzieć dzieje siedemdziesiÄ™cioletniego życia: życia bez Boga? KontynuowaÅ‚em swojÄ… opowieść, aż poczuÅ‚em siÄ™ spokojny i zasnÄ…Å‚em.
Rano – ku osÅ‚upieniu rodziny – przyszedÅ‚em na Å›niadanie. Zdrowy. Zdrowy do dziÅ›, na miarÄ™ wysportowanego, zahartowanego mężczyzny. Nadal pracujÄ™. Lekarz powiedziaÅ‚, że to cud. Tak samo mówiÅ‚a żona. Ja sam nie znaÅ‚em pojÄ™cia cudu i tak – wówczas – tego, co zaszÅ‚o, nie okreÅ›laÅ‚em. ByÅ‚em ateistÄ…, ideowym komunistÄ…; twardo chodziÅ‚em po ziemi. WiedziaÅ‚em też dobrze, że przy raku prostaty, w takim stadium, jakie byÅ‚o u mnie, jest tylko jedno wyjÅ›cie – Å›mierć. A ja – wbrew wszystkiemu – żyÅ‚em i podjÄ…Å‚em odpowiedzialnÄ… pracÄ™, chodzÄ…c z tajemnicÄ… uzdrowienia w sercu.
Powiecie, że to niezwykÅ‚e, co mnie spotkaÅ‚o? Zgadzam siÄ™. Ale to tylko wspaniaÅ‚y finaÅ‚ choroby, w najwyższym stopniu zaskakujÄ…cy wobec doÅ›wiadczenia, jakim byÅ‚o moje dotychczasowe życie…
UrodziÅ‚em siÄ™ w 1934 roku w zamożnej i pobożnej rodzinie. W czasie wojny – jako siedmiolatek – podkradaÅ‚em siÄ™ z pomocÄ… więźniom obozu, niedaleko mojego miasta (musiaÅ‚em być odważny). To moja ukochana Mama wpoiÅ‚a we mnie pacierz, któremu – przez miÅ‚ość do Niej – pozostawaÅ‚em wierny do dzisiaj. Jedna z moich starszych sióstr dziaÅ‚aÅ‚a w AK, druga wyszÅ‚a za mąż za ważnego urzÄ™dnika paÅ„stwowego. To ona, zaraz po Å›mierci Mamy, która zmarÅ‚a krótko po wojnie, odebraÅ‚a mnie ojcu i oddaÅ‚a do domu prowadzonego przez Robotnicze Towarzystwo PrzyjacióÅ‚ Dzieci – komunistyczne i bezwyznaniowe.
Czas powojenny w naszej Ojczyźnie był okresem ideowej walki z Bogiem i niepodległością Narodu. Ze mnie zrobiono tam zaangażowanego człowieka ZMP. Jedynie (i aż tyle) moja siostra z AK potajemnie zaprowadziła mnie kiedyś do pierwszej spowiedzi i Komunii św.
Zaraz po maturze wysÅ‚ano mnie do wojskowej szkoÅ‚y partyjnej, a póÅ‚ roku później powierzono mi kierownicze stanowisko w ZMP. DziaÅ‚aÅ‚em w Bieszczadach, walczÄ…c z „bandami” niepodlegÅ‚oÅ›ciowymi. Dla mnie samego dziwne jest to, jak dobrze pamiÄ™tam, że kiedyÅ› zerwaÅ‚em kobiecie z szyi dość duży krzyż i wrzuciÅ‚em go w otwarte palenisko pieca.
ZabierajÄ…c ziemiÄ™ pod koÅ‚chozy, Å›ciÄ…galiÅ›my ze Å›miechem kobiety, które broniÄ…c swojej ojcowizny, kÅ‚adÅ‚y siÄ™ z obrazami Å›wiÄ™tych pod koÅ‚a traktorów.
Widocznie rokowaÅ‚em wielkie nadzieje, bo wysÅ‚ano mnie na studia do ZwiÄ…zku Radzieckiego. Cztery lata. Nie pytajcie, gdzie byÅ‚em i jakie to byÅ‚y studia. SpisaÅ‚em siÄ™ dobrze. Umiem znosić gÅ‚ód. Jestem zahartowany jako doÅ›wiadczony komandos.
Po powrocie zostaÅ‚em dyrektorem placówki opiekuÅ„czo-wychowawczej dla dzieci. Z przekonaniem Å‚amaÅ‚em ich sumienia. Przeciwnik ustroju – wiÄ™c katolik też – byÅ‚ mi wrogiem. Później – bÄ™dÄ…c pracownikiem etatowym ZMP, a potem KW PZPR – drwiÅ‚em z KoÅ›cioÅ‚a i zdejmowaÅ‚em krzyże. Jak już mówiÅ‚em, papież byÅ‚ dla mnie nikim. W czasie jednej z jego pielgrzymek do Ojczyzny byÅ‚em tak blisko, że otrzymaÅ‚em z jego rÄ…k medal, który jednak, jako nie przedstawiajÄ…cy dla mnie żadnego znaczenia, oddaÅ‚em koledze – gorliwemu katolikowi.
W 2004 r. zdiagnozowano u mnie raka prostaty. ZwlekaÅ‚em z pójÅ›ciem do szpitala. Kiedy w koÅ„cu syn mnie tam zawiózÅ‚ siÅ‚Ä…, chirurg powiedziaÅ‚ mi, że „jeszcze trzy minuty zwÅ‚oki i pÄ™kÅ‚by panu pÄ™cherz”. Potem byÅ‚a chemia, pieluchomajtki, pampersy… CaÅ‚y rok, aż do tego dnia przed WigiliÄ….
Dodam jeszcze, że zmagając się ze swoją chorobą, z dziwnym dla mnie samego zainteresowaniem śledziłem w telewizji ostatnie cierpienia i śmierć Jana Pawła II. Na razie jednak nic z tego zainteresowania nie wynikało, aż do dnia przed Wigilią 2005 roku, kiedy to zostałem uzdrowiony.
Podczas wizyty duszpasterskiej powiedzieliÅ›my ksiÄ™dzu o moim uzdrowieniu. Na zbieranie dokumentów i zmianÄ™ w życiu duchowym byÅ‚o jednak jakby za wczeÅ›nie.
Nie mówcie mi PaÅ„stwo, że w życiu istniejÄ… tylko przypadki. Jestem gÅ‚Ä™boko przekonany, że dobry Bóg widzi wszystkie nasze kroki. Åšwiadczy o tym dalszy ciÄ…g mojej historii.
W pierwszÄ… niedzielÄ™ adwentu 2006 roku o godzinie 6.15 zjeżdżaÅ‚em windÄ… do pracy. Starszy, nieco podniszczony pan z otwartÄ… paczkÄ… papierosów w rÄ™ce. W pewnej chwili weszÅ‚a do windy siostra zakonna (jechaÅ‚a na porannÄ… MszÄ™ Å›w.). WidziaÅ‚em jÄ… pierwszy raz. ByliÅ›my w windzie tylko we dwoje. PochwaliÅ‚em Pana Boga i powiedziaÅ‚em: „ProszÄ™ siostry, a mnie to uzdrowiÅ‚ Ojciec Å›w. Jan PaweÅ‚ II”.
Potem byÅ‚a chwila rozmowy na dworze, w czasie której powiedziaÅ‚em jeszcze: „ProszÄ™ siostry, ale ja naprawdÄ™ żyÅ‚em byle jak”. Siostra powiedziaÅ‚a, że trzeba opis cudu wysÅ‚ać do Krakowa. PodaÅ‚em swój adres – gotowy do wspóÅ‚pracy – i każde z nas pobiegÅ‚o w swojÄ… stronÄ™. Siostra – jak później powiedziaÅ‚a – z wrażenia zapomniaÅ‚a, gdzie mieszkam, ale pamiÄ™ta, że pomyÅ›laÅ‚a: „Facet, trzeba CiÄ™ byÅ‚o zapytać o spowiedź”. Nazajutrz nieoczekiwanie zobaczyÅ‚em jÄ… przed wejÅ›ciem do swego domu. UmówiliÅ›my siÄ™ na rozmowÄ™. I tak siÄ™ zaczęło moje przygotowanie do spowiedzi i Komunii Å›w. po przeszÅ‚o pięćdziesiÄ™ciu latach – drugi cud Jana PawÅ‚a II, wiÄ™kszy niż pierwszy. W czasie pasterki 2006 roku, razem z żonÄ… (ona po 36 latach) przystÄ…piliÅ›my do Komunii Å›w.
OdtÄ…d co miesiÄ…c przystÄ™pujÄ™ do spowiedzi, a w każdÄ… niedzielÄ™ staram siÄ™ być na Mszy Å›w. Nie rozstajÄ™ siÄ™ z różaÅ„cem i bywa, że w ciÄ…gu doby odmówiÄ™ jego cztery części. W teczce, z którÄ… chodzÄ™ do pracy, noszÄ™ nie tylko kanapki, ale i modlitewnik, z którego modlÄ™ siÄ™, gdy mam takÄ… możliwość. ModlÄ™ siÄ™ codziennie: rano, w autobusie, tramwaju, przed snem. Nie zapomnÄ™ nigdy, z jakÄ… siÅ‚Ä… przemówiÅ‚o do mnie sÅ‚owo Boże w liturgii Mszy Å›w., gdy zaczÄ…Å‚em katechezÄ™ przygotowujÄ…cÄ… mnie do spowiedzi: Bóg mówi do mnie osobiÅ›cie! Bardzo czÄ™sto zwracam siÄ™ teraz do Ojca Å›w. Jana PawÅ‚a II – i zawsze otrzymujÄ™ pomoc. ChcÄ™ jeszcze tylko dodać, że przez caÅ‚e swoje życie, w takim stopniu, w jakim byÅ‚em tego Å›wiadomy, staraÅ‚em siÄ™ pomagać ludziom.