Autor: Agata Firlej, Robert Bil,
MiÅ‚ujcie siÄ™! 2/2006 → Temat numeru
Historia nawrócenia siÄ™ na katolicyzm żyjÄ…cego w drugiej poÅ‚owie XIX wieku francuskiego Å»yda, Alfonsa Ratisbonne’a, jest niezwykÅ‚ym dowodem na to, że Pan na wiele rozmaitych sposobów przyciÄ…ga do siebie ludzi.
Alfons Ratisbonne straciÅ‚ matkÄ™ jeszcze jako niemowlÄ™, kilka lat później natomiast zmarÅ‚ jego ojciec. Osieroconymi dziećmi – miÄ™dzy innymi Alfonsem i jego bratem, Teodorem – zaopiekowaÅ‚ siÄ™ wuj, o którym obaj podopieczni zawsze wypowiadali siÄ™ z wielkÄ… miÅ‚oÅ›ciÄ… i uznaniem.
Wuj byÅ‚ zamożnym bankowcem, wiÄ™c braciom niczego nie brakowaÅ‚o. Zostali posÅ‚ani do najlepszych szkóÅ‚ w Strasburgu – przy czym poważniejszy i bardziej zrównoważony Teodor speÅ‚niaÅ‚ wszelkie pokÅ‚adane w nim nadzieje, podczas gdy Alfons uchodziÅ‚ za rodzinnego lekkoducha. Ze strasburskich szkóÅ‚, jak sam wspominaÅ‚, „wyniósÅ‚ wiÄ™kszÄ… wiedzÄ™ o arkanach podbojów miÅ‚osnych niż o kulturze”. Alfons, chociaż byÅ‚ Å»ydem, przyjaźniÅ‚ siÄ™ z protestantami i katolikami. Sprawy religijne nie dzieliÅ‚y przyjacióÅ‚, bo po prostu nie miaÅ‚y znaczenia dla żadnego z nich. Magisterium humanistyczne Ratisbonne uzyskaÅ‚ w instytucie, który uchodziÅ‚ za protestancki.
W tym czasie jednak miaÅ‚o miejsce pewne wydarzenie, które wstrzÄ…snęło caÅ‚Ä… rodzinÄ… Ratisbonne’ów: brat Alfonsa, Teodor, przyjÄ…Å‚ chrzest w KoÅ›ciele katolickim, a nastÄ™pnie, po kilku latach, przyjÄ…Å‚ Å›wiÄ™cenia kapÅ‚aÅ„skie i przewodziÅ‚ Arcybractwu Serca Maryi.
Im bardziej kogoÅ› kochamy, tym wiÄ™kszym gniewem i rozpaczÄ… przejmuje nas sytuacja, gdy ukochana osoba oddala siÄ™ od nas, przejmuje odmienne zwyczaje i inny styl życia. Alfons byÅ‚ pewien, że traci brata, co wiÄ™cej: byÅ‚ przekonany, że zaangażowanie w sprawy wiary unieszczęśliwi Teodora. Bóg bliski wydawaÅ‚ mu siÄ™ potÄ™gÄ…, która Å‚amie i zniewala, odbiera wszystko, co w życiu najsÅ‚odsze i najpiÄ™kniejsze. Zabija radość. On sam wolaÅ‚ trzymać siÄ™ od Boga z daleka. Za bardzo, jak mawiaÅ‚, kochaÅ‚ paryskie Champs-Elisées – czyli ucieleÅ›nienie wszystkiego, co lekkie, wesoÅ‚e i niezobowiÄ…zujÄ…ce. Wprawdzie wuj wprowadzaÅ‚ go, jako przybranego syna, do bankowych interesów i obiecywaÅ‚ mu Å›wietnÄ… posadÄ™ w jednym z banków, jednak Alfonsa nudziÅ‚a sztywna i oficjalna atmosfera biur: kiedy tylko miaÅ‚ okazjÄ™, urodzony hedonista, uciekaÅ‚ do swoich radosnych Champs-Elisées. A tymczasem Teodor – w mniemaniu Alfonsa – rezygnowaÅ‚ ze wszystkich przyjemnoÅ›ci, jakich można w życiu zaznać. Jego wÅ‚asny brat przystaÅ‚ do katolickich fanatyków! Dla Alfonsa jakiekolwiek zaangażowanie w wiarÄ™ oznaczaÅ‚o fanatyzm. ByÅ‚ rozgniewany i peÅ‚en żalu: do brata i do tej dziwnej religii katolickiej, która mu brata odebraÅ‚a. Tym razem nie mógÅ‚ tej religii po prostu zignorować: bezpoÅ›rednio dotknęła jego życia i zaczęła go drażnić. Dlatego nienawidziÅ‚ KoÅ›cioÅ‚a katolickiego i walczyÅ‚ z nim.
ParÄ™ lat później, w roku 1841, 27-letni Alfons Ratisbonne dla podreperowania zdrowia wyjechaÅ‚ w podróż po Europie. ZamierzaÅ‚ odwiedzić rodzinÄ™ w Paryżu, zahaczyć o Neapol, gdzie chciaÅ‚ zÅ‚ożyć wizytÄ™ przyjacioÅ‚om, miaÅ‚ jakieÅ› listy do Konstantynopola, nastÄ™pnie, zgodnie z zaleceniem lekarza, zamierzaÅ‚ przezimować na Malcie, aby wiosnÄ…, via Orient, powrócić do Strasburga, do oczekujÄ…cej go narzeczonej. Narzeczona byÅ‚a mu, zgodnie ze zwyczajem, „przeznaczona” już jako niemowlÄ™. NależaÅ‚a do bliskiej rodziny: byÅ‚a bratanicÄ… Alfonsa. W czasie gdy Ratisbonne wyruszaÅ‚ w swojÄ… podróż, miaÅ‚a lat szesnaÅ›cie i byÅ‚a, jak to opisywaÅ‚: „najsÅ‚odszÄ…, najmilszÄ… i najbardziej czarujÄ…cÄ… dziewczynÄ…, jakÄ… można sobie wyobrazić”. Do tego bardzo zakochanÄ… w narzeczonym. To jej delikatność i cicha obecność sprawiaÅ‚a, jak mówiÅ‚ Alfons, że on, sceptyk i ateista, instynktownie zwracaÅ‚ siÄ™ do Boga (!), dziÄ™kujÄ…c mu za taki skarb. Flora – tak miaÅ‚a na imiÄ™ – byÅ‚a „anioÅ‚em stróżem” Alfonsa, skÅ‚aniajÄ…c go do dobrych, acz nieracjonalnych z jego punktu widzenia, dziaÅ‚aÅ„. Jednym z nich byÅ‚o Towarzystwo Pomocy Bezrobotnym MÅ‚odym Å»ydom, którego Ratisbonne byÅ‚ czÅ‚onkiem, angażujÄ…c siÄ™ energicznie w pomoc ubogim rodakom.
Tak wiÄ™c wszystko byÅ‚o uÅ‚ożone: najpierw podróż po Europie, zaraz po powrocie Å›lub z FlorÄ… (która tymczasem miaÅ‚a osiÄ…gnąć peÅ‚noletniość) i objÄ™cie posady bankiera.
Tymczasem jednak „coÅ›” zaczęło siÄ™ dziać w życiu Ratisbonne’a, to „coÅ›”, dyskretnie, a jednak dostrzegalnie, ingerowaÅ‚o w jego uporzÄ…dkowane życie. Zaczęło siÄ™ od nieoczekiwanej zmiany trasy. „Nie miaÅ‚em najmniejszego zamiaru wyprawiać siÄ™ do Rzymu, mimo że uporczywie zapraszali mnie dwaj, mieszkajÄ…cy tam, przyjaciele z dzieciÅ„stwa” – pisaÅ‚ Ratisbonne w swoim późniejszym liÅ›cie do przyjaciela, M. Dufriche-Desgenette’a. Na dodatek narzeczona przesÅ‚aÅ‚a mu liÅ›cik od jego osobistego lekarza, w którym ten stanowczo zabraniaÅ‚ mu udawania siÄ™ do Wiecznego Miasta, ogarniÄ™tego akurat epidemiÄ… malarii. ByÅ‚ ostatni dzieÅ„ starego roku i jeden z ostatnich, które Ratisbonne miaÅ‚ spÄ™dzić w Neapolu: wkrótce spodziewaÅ‚ siÄ™ być już w drodze na MaltÄ™. WybraÅ‚ siÄ™ na spacer po obcym mieÅ›cie. CzuÅ‚ siÄ™ samotny z dala od rodziny i narzeczonej, brakowaÅ‚o mu radosnej atmosfery strasburskiego domu. WÄ™drowaÅ‚ po opustoszaÅ‚ych ulicach zatopiony w myÅ›lach. Nie wiemy dokÅ‚adnie, nad czym siÄ™ zastanawiaÅ‚, do czego podążaÅ‚ myÅ›lÄ…. Być może jeszcze raz wróciÅ‚o do niego wspomnienie spotkania, w którym wziÄ…Å‚ udziaÅ‚ tuż przed wyjazdem do Paryża? Kilku notabli, wÅ›ród nich Ratisbonne, zebraÅ‚o siÄ™, by wspólnie rozważyć sposoby i możliwoÅ›ci zreformowania żydowskiego kultu. Podczas dÅ‚ugiej dyskusji, wspominaÅ‚ później Alfons, ani razu nie padÅ‚o sÅ‚owo „Bóg” ani „Mojżesz”, nikt nawet nie napomknÄ…Å‚ o Biblii. Być może wÅ‚aÅ›nie o tym rozmyÅ›laÅ‚, kiedy na jego drodze nagle wyrósÅ‚ gmach koÅ›cioÅ‚a. Drzwi byÅ‚y otwarte na oÅ›cież, a w Å›rodku wÅ‚aÅ›nie odprawiano MszÄ™ Å›wiÄ™tÄ…. Po raz pierwszy w swoim życiu Ratisbonne znalazÅ‚ siÄ™ wÅ›ród zatopionych w modlitwie chrzeÅ›cijan. Po latach wspominaÅ‚: „Na swój sposób i ja siÄ™ modliÅ‚em. Za mojÄ… narzeczonÄ…, wuja, za mojego zmarÅ‚ego ojca i kochanÄ… matkÄ™, którÄ… tak szybko utraciÅ‚em, za wszystkich moich przyjacióÅ‚; prosiÅ‚em Boga o inspiracjÄ™ i pomoc w ulepszeniu żydowskiej religii…” – wspominaÅ‚.
Kiedy parÄ™ dni później przyjaciel Ratisbonne’a, pan de Réchecourt, stawiÅ‚ siÄ™ o umówionej porze w porcie, aby pożegnać odpÅ‚ywajÄ…cego na MaltÄ™, nie zastaÅ‚ nikogo. Drugi przyjaciel, pan de Vigne, który z kolei miaÅ‚ towarzyszyć Alfonsowi w podróży, otrzymaÅ‚ krótki list informujÄ…cy, że Ratisbonne „nie byÅ‚ w stanie odmówić sobie wyprawy do Rzymu”.
DotarÅ‚ do celu akurat w Å›wiÄ™to Trzech Króli. On sam byÅ‚ jak poganin zmierzajÄ…cy do Betlejem, tyle że jeszcze o tym nie wiedziaÅ‚. Na razie zwiedzaÅ‚. W towarzystwie pewnego Anglika oglÄ…daÅ‚ ruiny, katakumby i Å›wiÄ…tynie. Rzym nie robiÅ‚ na nim takiego wrażenia, jakiego siÄ™ spodziewaÅ‚; czuÅ‚ siÄ™ jakby nienasycony, miaÅ‚ wrażenie, że to, co najważniejsze, jeszcze nie nadeszÅ‚o. Dwa dni później na ulicy ktoÅ› zawoÅ‚aÅ‚ go po imieniu. ByÅ‚ to przyjaciel z dzieciÅ„stwa, Gustaw de Bussiéres, mÅ‚odszy brat barona Teodora de Bussiéres, który wczeÅ›niej przeszedÅ‚ z protestantyzmu na katolicyzm. Wszyscy trzej panowie spotkali siÄ™ wkrótce na Å›niadaniu w domu rodzinnym Bussiére’ów, na które Alfons zostaÅ‚ natychmiast zaproszony przez Gustawa. Teodor byÅ‚ nie tylko imiennikiem brata Alfonsa, ale i jego bliskim przyjacielem. I już samo to wystarczyÅ‚o, żeby wywoÅ‚ać jego gÅ‚Ä™bokÄ… antypatiÄ™. Mimo wszystko jednak Teodor i Alfons umówili siÄ™ na jeszcze jedno spotkanie, aby porozmawiać o Oriencie i Sycylii, z których baron niedawno powróciÅ‚. „MogÄ™ panu dać również nowy adres PaÅ„skiego brata, wÅ‚aÅ›nie otrzymaÅ‚em od niego list” – zaproponowaÅ‚ de Bussiéres. „ChÄ™tnie wezmÄ™” – odparÅ‚ sucho Ratisbonne. „Ale nie sÄ…dzÄ™, bym miaÅ‚ zrobić z niego użytek”. Spotkanie obu panów musiaÅ‚o jednak okazać siÄ™ na tyle miÅ‚e, że obopólna niechęć zostaÅ‚a przeÅ‚amana, a Alfons wziÄ…Å‚ od barona nie tylko adres brata, ale i… cudowny medalik z wizerunkiem Matki Bożej. Teodor de Bussiéres musiaÅ‚ być wytrawnym psychologiem. Pod pozornym cynizmem i skÅ‚onnoÅ›ciÄ… do ironii dostrzegÅ‚ w Ratisbonnie kruchego i spragnionego miÅ‚oÅ›ci czÅ‚owieka. DostrzegÅ‚ też, że ziarno wiary, choć na wszelkie sposoby zagÅ‚uszane, musiaÅ‚o już wzrastać w tym zdeklarowanym ateiÅ›cie. ZaproponowaÅ‚ mu rzecz niebywaÅ‚Ä…: odmawianie modlitwy Å›w. Bernarda. Nie chciaÅ‚ swojego nowego znajomego zniechÄ™cać natrÄ™tnym nawracaniem – zaproponowaÅ‚ mu tylko coÅ› w rodzaju testu, na który Ratisbonne przystaÅ‚. „JeÅ›li odmawianie tej modlitwy w niczym mi nie pomoże, to i z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… nie zaszkodzi” – skwitowaÅ‚ Alfons. Ponadto cieszyÅ‚a go perspektywa wzbogacenia prywatnych zbiorów o piÄ™kny odpis modlitwy, podarowanej mu przez de Bussiéres’a.
Ku zaskoczeniu Ratisbonne’a modlitwa „odmawiaÅ‚a siÄ™ sama”. Nie musiaÅ‚ siÄ™ zmuszać do porannego i wieczornego przypominania sobie jej sÅ‚ów. TowarzyszyÅ‚a mu wszÄ™dzie, niczym melodia, którÄ… siÄ™ gdzieÅ› zasÅ‚yszaÅ‚o. Nagle wracaÅ‚a do niego w trakcie codziennych spraw, przywoÅ‚ywaÅ‚a na jego twarz uÅ›miech, przynosiÅ‚a ukojenie.
20 stycznia Ratisbonne towarzyszyÅ‚ baronowi w drodze do rzymskiego koÅ›cioÅ‚a San Andrea delle Fratte. WÅ‚oski arystokrata miaÅ‚ tutaj do zaÅ‚atwienia formalnoÅ›ci zwiÄ…zane z pogrzebem swego znajomego, znanego z wielkiej pobożnoÅ›ci hrabiego de La Ferronays, którego zresztÄ… kilka dni przed jego Å›mierciÄ… poprosiÅ‚ o modlitwÄ™ w intencji nawrócenia siÄ™ Alfonsa. Ratisbonne zdecydowaÅ‚ siÄ™ obejrzeć Å›wiÄ…tyniÄ™. Od paru dni nosiÅ‚ już na szyi cudowny medalik, ale zdania nie zmieniÅ‚: urodziÅ‚ siÄ™ Å»ydem i Å»ydem umrze. Już samo poczucie lojalnoÅ›ci wobec wÅ‚asnego narodu nie pozwalaÅ‚o mu myÅ›leć o konwersji, nie mówiÄ…c już o jego miÅ‚oÅ›ci do życia, którego przecież nie chciaÅ‚ tracić. W takiej sytuacji odmawianie modlitwy Å›w. Bernarda byÅ‚o nieracjonalne. Ale jeszcze bardziej irracjonalne byÅ‚o to, co przydarzyÅ‚o mu siÄ™ wÅ‚aÅ›nie tego dnia w koÅ›ciele San Andrea. Tak sam opisaÅ‚ niesamowitÄ… chwilÄ™ swojego nawrócenia:
„Gdyby w tym momencie (byÅ‚o poÅ‚udnie) ktoÅ› trzeci byÅ‚ do mnie przystÄ…piÅ‚ i powiedziaÅ‚: Alfonsie, za kwadrans bÄ™dziesz uwielbiać Chrystusa, twego Pana i Zbawiciela i w nÄ™dznym koÅ›ciele klÄ™czeć na kolanach, bÄ™dziesz u stóp kapÅ‚ana bić siÄ™ w piersi, w klasztorze jezuitów bÄ™dziesz spÄ™dzaÅ‚ karnawaÅ‚, przygotowujÄ…c siÄ™ do chrztu, gotowy oddać swoje życie za wiarÄ™ katolickÄ…, i wyrzekniesz siÄ™ Å›wiata, jego przepychu i radoÅ›ci, swego majÄ…tku, perspektyw, przyszÅ‚oÅ›ci i jeÅ›li to jest konieczne, wyrzekniesz siÄ™ także swojej narzeczonej, miÅ‚oÅ›ci swojej rodziny, poważania przyjacióÅ‚, sympatii Å»ydów i nie bÄ™dziesz sobie niczego wiÄ™cej życzyÅ‚, jak tylko sÅ‚użyć Jezusowi Chrystusowi i nieść Jego Krzyż aż do Å›mierci!... MówiÄ™, gdyby jakiÅ› prorok zrobiÅ‚ mi takÄ… przepowiedniÄ™, nie uważaÅ‚bym żadnego czÅ‚owieka za bardziej szalonego od niego – lub chyba tego, który uwierzyÅ‚by w takie szaleÅ„stwo! I to szaleÅ„stwo jest tym, co dzisiaj stanowi mojÄ… mÄ…drość i moje szczęście. OpuszczajÄ…c kawiarniÄ™, spotykam powóz pana Theodora de Bussiéres. Zatrzymuje siÄ™ i zaprasza mnie do Å›rodka na przejażdżkÄ™. ByÅ‚a wspaniaÅ‚a pogoda i przyjÄ…Å‚em zaproszenie z przyjemnoÅ›ciÄ…. Jednak pan de Bussiéres prosiÅ‚ mnie, aby pozwolić mu zatrzymać siÄ™ jeszcze parÄ™ minut w pobliskim koÅ›ciele S. Andrea delle Fratte”.
Alfons, oczekujÄ…c na swego przyjaciela, wszedÅ‚ do Å›wiÄ…tyni. „KoÅ›cióÅ‚ ÅšwiÄ™tego Andrzeja jest maÅ‚y, skromny i odwiedzany przez niewielu. Przypuszczam, że byÅ‚em tam nieomal sam. Å»aden przedmiot sztuki nie zwróciÅ‚ na siebie mojej uwagi. Mechanicznie pozwoliÅ‚em memu oku wÄ™drować dokoÅ‚a, zupeÅ‚nie bezmyÅ›lnie. Przypominam sobie tylko czarnego psa, który przede mnÄ… skakaÅ‚ wokoÅ‚o... Nagle pies zniknÄ…Å‚, zniknÄ…Å‚ caÅ‚y koÅ›cióÅ‚, nie widziaÅ‚em nic wiÄ™cej lub raczej, o mój Boże, widziaÅ‚em tylko jedno!!! WnÄ™trze koÅ›cioÅ‚a ogarnęła ciemność, a caÅ‚e Å›wiatÅ‚o jak gdyby skoncentrowaÅ‚o siÄ™ w jednym punkcie kaplicy. SpojrzaÅ‚em w to rozjaÅ›nione miejsce i zobaczyÅ‚em żywÄ…, peÅ‚nÄ… majestatu, przepiÄ™knÄ… i peÅ‚nÄ… miÅ‚oÅ›ci, najÅ›wiÄ™tszÄ… DziewicÄ™ MaryjÄ™, stojÄ…cÄ… na oÅ‚tarzu. WyglÄ…daÅ‚a podobnie, jak na medaliku. DaÅ‚a mi znak, żebym uklÄ™knÄ…Å‚. Nie mogÅ‚em siÄ™ oprzeć pragnieniu zbliżenia siÄ™ do Niej. PadÅ‚em na kolana, tak jak staÅ‚em, i próbowaÅ‚em patrzeć na NiÄ…, ale nie byÅ‚em w stanie znieść Jej wspaniaÅ‚oÅ›ci i Å›wiÄ™toÅ›ci. Mimo to jednak byÅ‚em caÅ‚kowicie przekonany o Jej obecnoÅ›ci. SpojrzaÅ‚em na Jej rÄ™ce: byÅ‚y otwarte w geÅ›cie miÅ‚oÅ›ci i przebaczenia. NajÅ›wiÄ™tsza Dziewica nie powiedziaÅ‚a do mnie ani sÅ‚owa, a jednak ja nagle zrozumiaÅ‚em – opÅ‚akany stan, w którym siÄ™ do tej pory znajdowaÅ‚em, spustoszenie, jakie poczyniÅ‚ we mnie grzech, i piÄ™kno wiary katolickiej. ZrozumiaÅ‚em wszystko. Jak można by wyjaÅ›nić to, co jest nie do wyjaÅ›nienia? Każdy wzniosÅ‚y opis byÅ‚by tylko profanacjÄ… niewypowiedzianej prawdy. KlÄ™czaÅ‚em na kolanach, skÄ…pany we Å‚zach, nie wÅ‚adnÄ…cy sobÄ…, aż mnie przywoÅ‚aÅ‚ do życia pan de Bussiéres.
Na jego pospieszne pytania nie mogÅ‚em nic odpowiedzieć. W koÅ„cu chwyciÅ‚em medalik, który ciÄ…gle jeszcze nosiÅ‚em na piersi, pocaÅ‚owaÅ‚em wizerunek Matki Boskiej, który promieniowaÅ‚ nie dajÄ…cym siÄ™ opisać dziaÅ‚aniem Å‚aski... Tak, to byÅ‚a Ona, Ona!
Nie wiedziaÅ‚em, gdzie siÄ™ znajdowaÅ‚em, nie wiedziaÅ‚em, czy byÅ‚em Alfonsem, czy kimÅ› innym. DoznaÅ‚em tak caÅ‚kowitej przemiany, że wierzyÅ‚em, iż staÅ‚em siÄ™ kimÅ› innym. (...) Entuzjastyczny okrzyk wznosiÅ‚ siÄ™ z wnÄ™trza mej duszy. (...) WyczuwaÅ‚em w sobie coÅ› uroczystego, Å›wiÄ™tego, co kazaÅ‚o mi zażądać kapÅ‚ana... Zaprowadzono mnie tam i dopiero potem, po otrzymaniu wyraźnego polecenia, mówiÅ‚em, o ile to byÅ‚o dla mnie możliwe, na kolanach i z bijÄ…cym sercem.
Pierwszymi moimi sÅ‚owami byÅ‚y wyrazy wdziÄ™cznoÅ›ci dla pana de La Ferronays i dla Arcybractwa Notre-Dame-des Victoires. WiedziaÅ‚em z pewnoÅ›ciÄ…, że pan de La Ferronays modliÅ‚ siÄ™ za mnie, ale nie mogÅ‚em powiedzieć, jak doszedÅ‚em do tego przekonania. Tak samo nie mógÅ‚bym zdać sprawy o prawdach, których znajomość zostaÅ‚a mi udzielona i w które teraz wierzÄ™. MogÄ™ tylko powiedzieć, że w tym momencie spadÅ‚y Å‚uski z moich oczu; nie jedna, lecz wszystkie, które mnie krÄ™powaÅ‚y, znikaÅ‚y jedna po drugiej, tak szybko jak bÅ‚oto, Å›nieg i lód pod dziaÅ‚aniem palÄ…cego sÅ‚oÅ„ca.
Przy wchodzeniu do koÅ›cioÅ‚a niczego nie wiedziaÅ‚em, a przy wyjÅ›ciu wszystko jasno widziaÅ‚em. MogÄ™ tÄ™ przemianÄ™ wyjaÅ›nić tylko przez porównanie z czÅ‚owiekiem obudzonym nagle z gÅ‚Ä™bokiego snu lub też ze Å›lepym od urodzenia, który nagle zobaczyÅ‚ Å›wiatÅ‚o dzienne: widzi, ale nie może okreÅ›lić Å›wiatÅ‚a, które go oÅ›wieca i w którego blasku oglÄ…da cudowne dla niego przedmioty. Jeżeli nie można wyjaÅ›nić Å›wiatÅ‚a fizycznego, jak można wytÅ‚umaczyć owo, które w istocie nie jest niczym innym, jak tylko samÄ… prawdÄ…? SÄ…dzÄ™, że bÄ™dzie zgodne z prawdÄ…, jeÅ›li powiem, że nie miaÅ‚em żadnej znajomoÅ›ci litery dogmatów, ale ich ducha przeczuwaÅ‚em. Bardziej przeczuwaÅ‚em te rzeczy, niż je widziaÅ‚em, a wyczuwaÅ‚em je dziÄ™ki niewysÅ‚owionemu dziaÅ‚aniu, jakie na mnie wywieraÅ‚y. Wszystko odgrywaÅ‚o siÄ™ w moim wnÄ™trzu i te wrażenia, szybsze niż myÅ›li, tysiÄ…c razy gÅ‚Ä™bsze od każdej refleksji, nie tylko wzburzyÅ‚y mojÄ… duszÄ™, lecz jakby odwróciÅ‚y jÄ… i nastawiÅ‚y na nowy kierunek, na inny cel i nowe życie”.
Podczas objawienia Matki Bożej Ratisbonne pojÄ…Å‚ rozmiary wÅ‚asnej nÄ™dzy i wspaniaÅ‚ość Bożej MiÅ‚oÅ›ci. DoÅ›wiadczyÅ‚ wszechogarniajÄ…cego przebaczenia i oczyszczenia. To, co dziaÅ‚o siÄ™ w jego życiu później, byÅ‚o już tylko aktem wdziÄ™cznoÅ›ci za tÄ™ MiÅ‚ość. WczeÅ›niejsze obawy Alfonsa przed utratÄ… tego wszystkiego, co go cieszyÅ‚o w życiu: przyjemnoÅ›ci, przyjacióÅ‚ i swobody; jego lÄ™k przed popadniÄ™ciem w fanatyzm – okazaÅ‚y siÄ™ nieistotne. ZrozumiaÅ‚, że Bóg niczego mu nie odebraÅ‚, niczego w nim nie Å‚amaÅ‚. NajÅ›wiÄ™tsza Dziewica Maryja pokazaÅ‚a mu bez sÅ‚ów prostotÄ™ i wielkość MiÅ‚oÅ›ci. „Wszyscy, którzy mnie znajÄ…, wiedzÄ…, że po ludzku sÄ…dzÄ…c, miaÅ‚em wiele ważnych powodów, by pozostać Å»ydem: rodzina moja żydowska, narzeczona Å»ydówka... A przecież wiadomo także wszystkim, że nie jestem wariatem! Jakże jestem teraz szczęśliwy!... Jaka peÅ‚nia Å‚aski i dobroci!...” – pisaÅ‚ Alfons Ratisbonne.
O tym, jakÄ… prostotÄ… i ciepÅ‚em może promieniować miÅ‚ość, przekonaÅ‚ siÄ™ także podczas swojej wizyty u papieża Grzegorza XVI, która miaÅ‚a miejsce niedÅ‚ugo po jego nawróceniu. PisaÅ‚: „CaÅ‚e moje zdenerwowanie prysnęło, gdy ujrzaÅ‚em, jak prosty, zwyczajny i ojcowski jest papież! Nie byÅ‚ monarchÄ…, tylko ojcem, który przyjÄ…Å‚ mnie jak najdroższego syna!”.
Osiem dni po swoim nawróceniu Ratisbonne rozpoczÄ…Å‚ rekolekcje. 31 stycznia 1842 r. w rzymskim koÅ›ciele pod wezwaniem Imienia Jezusa przyjÄ…Å‚ chrzest, na którym przybraÅ‚ dodatkowo imiÄ™ „Maria” – dla uczczenia NajÅ›wiÄ™tszej Maryi Panny Niepokalanie PoczÄ™tej od Cudownego Medalika; wówczas także przyjÄ…Å‚ sakrament bierzmowania, PierwszÄ… KomuniÄ™ Å›w., a po latach także Å›wiÄ™cenia kapÅ‚aÅ„skie. Wraz z bratem Teodorem zaÅ‚ożyÅ‚ KongregacjÄ™ NajÅ›wiÄ™tszej Maryi Panny SyjoÅ„skiej (Sióstr SyjoÅ„skich), która poÅ›wiÄ™ciÅ‚a siÄ™ nawracaniu Å»ydów i przygotowywaniu ich do chrztu.