Autor: Teresa Tyszkiewicz,
MiÅ‚ujcie siÄ™! 1/2004 → Temat numeru
Na żyznej glebie rosnÄ… kwiaty i dojrzewajÄ… owoce. Å»yzna jest gleba Krakowa, skoro kwitnie i owocuje chwaÅ‚Ä… Bożą, którÄ… jest każdy Å›wiÄ™ty czy kandydat na oÅ‚tarze. W tym jednym mieÅ›cie sÄ… w tej chwili dwie sÅ‚ugi Boże, o dziwo! – obie pielÄ™gniarki, caÅ‚kowicie oddane chorym i Bogu, obie dążące do Å›wiÄ™toÅ›ci, choć każda innÄ… drogÄ…. SÄ… wymownym Å›wiadectwem tego, ile w zamysÅ‚ach Bożych jest różnych misji, nawet w jednym powoÅ‚aniu pielÄ™gniarki.
Odkryć swój charyzmat
Nie ma dwóch takich samych Å›wiÄ™tych... Każdemu czÅ‚owiekowi Bóg, stwarzajÄ…c go, przygotowaÅ‚ zadanie życiowe, aby speÅ‚niajÄ…c je, przyczyniÅ‚ siÄ™ do zbawienia i szczęścia nie tylko wÅ‚asnego, ale również innych ludzi. Do speÅ‚nienia tej misji czÅ‚owiek otrzymuje od Ducha ÅšwiÄ™tego specjalne uzdolnienie, zwane charyzmatem (darem miÅ‚oÅ›ci). ÅšwiÄ™ty PaweÅ‚, pierwszy teolog charyzmatów, tak je klasyfikuje: charyzmaty mogÄ…: 1) być duchowe, czyli cechy i talenty ludzi powoÅ‚anych do speÅ‚nienia jakiejÅ› misji, np. mÄ…drość, wiedza, silna wiara, zdolnoÅ›ci organizacyjne itp.; 2) uzdalniać i dawać natchnienie do dziaÅ‚ania w okreÅ›lonych warunkach, aby siÄ™ okazaÅ‚a moc Boża; 3) uzdalniać do inicjatyw i dziaÅ‚aÅ„ dÅ‚ugofalowych,np. do podjÄ™cia nowych zadaÅ„ czy metod apostolskich, powoÅ‚ania do życia nowych zgromadzeÅ„ itp.
II sobór watykaÅ„ski zajÄ…Å‚ siÄ™ bliżej charyzmatami i ustaliÅ‚, że obok sakramentów i posÅ‚ug hierarchicznych sÄ… one wyrazem dziaÅ‚ania Ducha ÅšwiÄ™tego, który je rozdziela pomiÄ™dzy wiernych każdego stanu – ku odnowie i budowaniu KoÅ›cioÅ‚a. Pożyteczne sÄ… charyzmaty nadzwyczajne, ale też te szerzej rozpowszechnione, pospolite, bardzo potrzebne na co dzieÅ„. SÄ…d o autentycznoÅ›ci, zwÅ‚aszcza tych pierwszych, należy do KoÅ›cioÅ‚a.
Charyzmatem jest także zdolność rozumienia i zaspokajania potrzeb czÅ‚owieka chorego. OdznaczaÅ‚a siÄ™ nim sÅ‚uga Boża Rozalia Celakówna, o której pisaliÅ›my w nrze 2 MiÅ‚ujcie siÄ™! z 2003 r. DrugÄ… sÅ‚ugÄ… Bożą obdarzonÄ… takim charyzmatem byÅ‚a Hanna Chrzanowska. Duch ÅšwiÄ™ty daÅ‚ jej jednak inne niż Rozalce pole do zagospodarowania.
Odnajdywanie powołania
Hanna Chrzanowska urodziÅ‚a siÄ™ w Warszawie 7 października 1902 r. w rodzinie ziemiaÅ„skiej ze strony ojca, a bogatych przemysÅ‚owców ze strony matki. „Oboje byli wtedy niewierzÄ…cy: i moja matka (w paszporcie wyznania ewangelicko-augsburskiego) – pisaÅ‚a Hanna w swoim pamiÄ™tniku – dÅ‚ugie lata w mÄ™kach ateistycznego pesymizmu, i mój ojciec (w paszporcie rzymski katolik), pozytywistyczny wówczas liberaÅ‚ co siÄ™ zowie!”.
Rodzice Hanny ze swoich domów wynieÅ›li ogromne poczucie obowiÄ…zku patriotycznego, spoÅ‚ecznego i charytatywnego, postawÄ™ zaangażowania bez reszty w sÅ‚użbÄ™ narodu, a wÅ‚aÅ›ciwie każdego potrzebujÄ…cego czÅ‚owieka. Hanna wzrastaÅ‚a w tej atmosferze dobroci, gorliwoÅ›ci, ofiarnoÅ›ci, którÄ… tworzyli nie tylko rodzice, ale też dziadkowie, krewni i ukochana ciocia, Zosia Szlenkierówna, fundatorka Szpitala dla Dzieci im. Karola i Marii w Warszawie, a później zaÅ‚ożycielka Warszawskiej SzkoÅ‚y PielÄ™gniarstwa.
„Teraz rzecz ważna, najważniejsza, zasadnicza – pisaÅ‚a Hanna. – Nigdy nie sÅ‚yszaÅ‚am – ja, która wzrosÅ‚am w atmosferze dobroczynnoÅ›ci i dobroci, że siÄ™ jÄ… peÅ‚ni dla miÅ‚oÅ›ci Boga i z miÅ‚oÅ›ci Boga. Nigdy nie powiedziano mi, że mam być dobra z powodu Boga i dla Boga”. Niemniej otrzymaÅ‚a wychowanie religijne, bo do tego jej matka siÄ™ zobowiÄ…zaÅ‚a, wychodzÄ…c za mąż za rzymskiego katolika, co prawda tylko z paszportu, a nie z przekonania.
W 1910 r. rodzina przeniosÅ‚a siÄ™ do Krakowa, gdzie ojciec, Ignacy Chrzanowski, wybitny historyk literatury polskiej, otrzymaÅ‚ katedrÄ™ na Uniwersytecie JagielloÅ„skim. W latach 1917 – 1920 Hania uczyÅ‚a siÄ™ w gimnazjum sióstr urszulanek: „Profesorowie – cóż za typy! Koleżanki – caÅ‚a fura przecudownych dziewczÄ…t. Wtajemniczenie coraz to wiÄ™ksze w literaturÄ™, nade wszystko staropolskÄ…!... Nasza klasa byÅ‚a nie tylko w naszych oczach, ale i oczach profesorów pierwszorzÄ™dna i wyróżniajÄ…ca siÄ™ przez swój charakter jakiegoÅ› uspoÅ‚ecznienia, ducha organizacji, patriotyzmu”. Hania czuje siÄ™ w swoim żywiole, bystra, dowcipna, peÅ‚na energii i rozmachu. Zaczyna siÄ™ u niej snuć „cienka pajÄ™czynka” późniejszego charyzmatu: organizowanie pomocy chorej koleżance, marzenie o pracy sanitariuszki w Legionach itd.
Podczas wojny 1920 r. do Krakowa przyjechaÅ‚ AmerykaÅ„ski Czerwony Krzyż, aby organizować kursy pielÄ™gniarskie. Hania zapisaÅ‚a siÄ™ razem z koleżankÄ…. „Wbito mi do gÅ‚owy, że odleżyna to haÅ„ba dla pielÄ™gniarki, zapoznano z tajnikami toalety porannej, wieczornej, kÄ…pieli w Å‚óżku”. Ta wiedza szybko okazaÅ‚a siÄ™ potrzebna. Hania z koleżankÄ… podjęły pracÄ™ w klinice chirurgicznej. „To byÅ‚o już koÅ„cowe stadium wojennej kliniki... Już nie przywożono nowych chorych, a ci, co leżeli, zmierzali ku zdrowiu albo czasem ku straszliwemu inwalidztwu”.
HaniÄ™ nie pociÄ…gaÅ‚y studia medyczne; swoje miejsce widziaÅ‚a nie na sali operacyjnej czy w gabinecie, ale przy Å‚óżku chorego. Teraz po maturze trzeba byÅ‚o podjąć decyzjÄ™; idÄ…c Å›ladami ojca, rozpoczęła studia polonistyczne na Uniwersytecie JagielloÅ„skim. Tymczasem przyszÅ‚a wiadomość od cioci Zosi Szlenkierówny, że powstaje Warszawska SzkoÅ‚a PielÄ™gniarstwa. NamysÅ‚ trwaÅ‚ krótko i w marcu 1922 r. Hanna rozpoczęła ksztaÅ‚cenie zgodne ze swoim powoÅ‚aniem.
Charyzmat idzie w parze z profesjonalizmem
SzkoÅ‚a nie pieÅ›ciÅ‚a, instruktorki byÅ‚y wymagajÄ…ce, warunki pracy i nauki bardzo ascetyczne. Hanna musiaÅ‚a pokonać wiele swoich wad: niezrÄ™czność, skÅ‚onność do baÅ‚aganiarstwa. PrzeżywaÅ‚a bardzo Å›mierć każdego swego pacjenta, nie umiaÅ‚a jeszcze patrzeć na niÄ… oczyma wiary. Hanna nauczyÅ‚a siÄ™ wymagania od siebie, ofiarnoÅ›ci, sÅ‚użby. Jeszcze jej nie rozumiaÅ‚a jako sÅ‚użby ewangelicznej. Tak wspominaÅ‚a po latach: „Ani mi nie mignęła myÅ›l o sÅ‚użbie Bogu, dalekie mi byÅ‚o, nieznane pojÄ™cie o życiu na chwaÅ‚Ä™ Bożą, dalekie przez dÅ‚ugie lata”.
SkoÅ„czyÅ‚a szkoÅ‚Ä™ peÅ‚na dumy zawodowej i zapaÅ‚u do pracy. A tej pracy byÅ‚o peÅ‚no w Polsce. Dopiero siÄ™ tworzyÅ‚o szkolnictwo pielÄ™gniarskie, potrzeba byÅ‚o instruktorek. Hanna wyjechaÅ‚a na rok do Paryża, aby ksztaÅ‚cić siÄ™ na instruktorkÄ™ pielÄ™gniarstwa spoÅ‚ecznego, potem do Belgii jako stypendystka Fundacji Rockefellera. Po powrocie nie tylko uczy, ale również dziaÅ‚a w Polskim Stowarzyszeniu PielÄ™gniarek Zawodowych. Ta organizacja przygotowywaÅ‚a wtedy projekt ustawy o pielÄ™gniarstwie dla MiÄ™dzynarodowej Rady PielÄ™gniarskiej; polski projekt zostaje uznany jako najlepszy na Å›wiecie. Hanna zostaje też redaktorkÄ… naczelnÄ… pisma PielÄ™gniarka Polska.
GdzieÅ› na przeÅ‚omie lat dwudziestych i trzydziestych nastÄ…piÅ‚ u Hanny zwrot ku Bogu. O tym okresie swego życia duchowego nie rozmawiaÅ‚a z nikim. ZachowaÅ‚a to w tajemnicy swego serca. Później czÄ™sto mówiÅ‚a o sprawach Bożych, ale nigdy nie odwoÅ‚ujÄ…c siÄ™ do swoich osobistych przeżyć.
Wojna 1939 – 1945 zaczęła siÄ™ dla Hanny Å›mierciÄ… ukochanej cioci Zofii Szlenkierówny, potem uwiÄ™zieniem ojca w ramach tzw. Sonderaktionkrakau, kiedy to w podstÄ™pny sposób Niemcy zwoÅ‚ali profesorów Uniwersytetu JagielloÅ„skiego – rzekomo dla narady nad warunkami wznowienia pracy uniwersytetu – a gdy zebrali siÄ™ wszyscy, wywieźli ich do obozu w Sachsenhausen. Ignacy Chrzanowski przeżyÅ‚ tam w nieludzkich warunkach tylko do stycznia 1940 r. Brat Hanny zginÄ…Å‚ w tymże roku w Katyniu. Hanna zostaÅ‚a z matkÄ… w Krakowie.
OczywiÅ›cie nie pozostaÅ‚a z zaÅ‚ożonymi rÄ™koma. WÅ‚adze okupacyjne pozwoliÅ‚y na dziaÅ‚anie tylko jednej organizacji polskiej. Rada GÅ‚ówna OpiekuÅ„cza dzieliÅ‚a siÄ™ na szereg kóÅ‚ specjalizujÄ…cych siÄ™ w różnych formach pomocy. Hanna dziaÅ‚a w sekcji opieki nad przesiedlonymi z PoznaÅ„skiego, Bydgoskiego i ÅšlÄ…ska. Transporty przychodzÄ… stamtÄ…d w opÅ‚akanym stanie, wysiedlonych wyrzuca siÄ™ z wagonów na peron lub bocznicÄ™ i „róbcie, co chcecie”. Trzeba byÅ‚o zatroszczyć siÄ™ o wszystko: pomoc lekarskÄ…, dach nad gÅ‚owÄ…, Å›rodki do życia, pracÄ™, opiekÄ™ nad zagubionymi dziećmi. Innej znów pomocy potrzebowaÅ‚a mÅ‚odzież wywożona na przymusowe roboty do Niemiec. Jeszcze innej uwiÄ™zieni na Montelupich i w obozie koncentracyjnym w PÅ‚aszowie. Hannie pomagaÅ‚o okoÅ‚o 300 opiekunek wolontariuszek. Wtedy okazaÅ‚ siÄ™ jeszcze jeden charyzmat Hanny: fantastyczne zdolnoÅ›ci organizacyjne.
Tym pracom Hanna podporzÄ…dkowaÅ‚a caÅ‚e swoje życie osobiste. Nie byÅ‚o czasu myÅ›leć o stracie najbliższych – najbliższym staÅ‚ siÄ™ każdy cierpiÄ…cy, potrzebujÄ…cy pomocy. Po zakoÅ„czeniu wojny Hanna zostaÅ‚a instruktorkÄ… w nowej placówce w Krakowie – w Uniwersyteckiej Szkole PielÄ™gniarek i Higienistek. Jej specjalnoÅ›ciÄ… byÅ‚o pielÄ™gniarstwo otwarte. W ramach praktyk zawodowych ze swymi sÅ‚uchaczkami wyszukiwaÅ‚a chorych po domach, gÅ‚ównie tych, którzy byli pozbawieni jakiejkolwiek opieki. TrafiaÅ‚y siÄ™ przypadki schorzeÅ„, opuszczenia, nÄ™dzy, brudu, cierpienia, od których mogÅ‚y siÄ™ jeżyć wÅ‚osy na gÅ‚owie. Pomoc musiaÅ‚a być nie tylko pielÄ™gniarska, wÅ‚aÅ›ciwie wszechstronna. Nieraz tylko obecność i postawa instruktorki powstrzymywaÅ‚a uczennice przed ucieczkÄ… do pielÄ™gniarstwa zamkniÄ™tego; z perspektywy tych odwiedzanych nor sala szpitalna mogÅ‚a siÄ™ wydawać oazÄ… komfortu. Hanna zdawaÅ‚a sobie sprawÄ™ z wymagaÅ„, które stawia to powoÅ‚anie; napisaÅ‚a dla swoich uczennic Rachunek sumienia pielÄ™gniarki, sama czyniÄ…c go codziennie.
Trzeba byÅ‚o szukać siÅ‚ nie tylko w sobie. Hanna jeździÅ‚a „naÅ‚adować akumulatory” najchÄ™tniej do TyÅ„ca. W latach 1956 – 1957 przeżyÅ‚a duchowy przeÅ‚om: „SÄ… cierpienia tak ostre – wspominaÅ‚a – że, na szczęście dla czÅ‚owieka, już siÄ™ caÅ‚ej ich ostroÅ›ci nie odczuwa, jak siÄ™ nie sÅ‚yszy ultradźwiÄ™ków. Widzi je, sÅ‚yszy i ocenia jeden tylko Bóg na szlakach swej wÅ‚asnej, dla nas niedostÄ™pnej, absolutnej sprawiedliwoÅ›ci. Bóg Syn, który – On jeden – wypiÅ‚ kielich do dna. To pewne, że Jemu oddane cierpienie nie idzie na marne, inaczej przeczyÅ‚by sam sobie. Cierpienie oczyszczone, wraz z grzechami przybite do Krzyża. Nie byÅ‚abym w prawdzie, gdybym nie chciaÅ‚a poÅ‚Ä…czyć tego bólu z owÄ… myÅ›lÄ…, która mi zaÅ›witaÅ‚a na waÅ‚ach wiÅ›lanych koÅ‚o TyÅ„ca. Odczuwam jÄ… jako skutek cierpienia i pokuty, nade wszystko jako skutek pójÅ›cia za wezwaniem, bolesnego wyrwania, wywikÅ‚ania siÄ™ z obierzy. Ipse liberavit me de laqueo venantium... Oto myÅ›l, co zaÅ›witaÅ‚a mi w gÅ‚owie: oprzeć opiekÄ™ nad chorymi o KoÅ›cióÅ‚”.
Charyzmat ku budowaniu Kościoła
Niedostatki urzÄ™dowej sÅ‚użby zdrowia, mÄ™czÄ…ce zmiany organizacyjne w szkolnictwie medycznym, a nade wszystko myÅ›l, że choremu jest potrzebne nie tylko lekarstwo z apteki, spowodowaÅ‚o, że Hanna zaangażowaÅ‚a siÄ™ caÅ‚kowicie w organizacjÄ™ koÅ›cielnej sÅ‚użby choremu. PoczÄ…tki byÅ‚y bardzo trudne; trzeba byÅ‚o przekonać proboszczów o koniecznoÅ›ci podjÄ™cia nowej, obok charytatywnej, formy pomocy i opieki parafialnej. KtoÅ› namówiÅ‚ HannÄ™, by siÄ™ z tÄ… sprawÄ… udaÅ‚a do ksiÄ™dza Karola WojtyÅ‚y. Ten zrozumiaÅ‚ od razu, o co chodzi, i poszedÅ‚ z niÄ… do infuÅ‚ata, ksiÄ™dza Machaya. Ten zgodziÅ‚ siÄ™ opÅ‚acać z parafialnych funduszy pielÄ™gniarkÄ™ (najlepiej zakonnicÄ™), która by wzięła pod opiekÄ™ chorych parafian. Tak siÄ™ wszystko zaczęło. Hanna puÅ›ciÅ‚a w ruch „koÅ‚o zamachowe”: rozmawia z proboszczami, biega po zakonach, by chciaÅ‚y oddelegować siostry do tej pracy, szkoli poczÄ…tkujÄ…ce, zbiera obserwacje i doÅ›wiadczenia już pracujÄ…cych opiekunek parafialnych, czuwa nad caÅ‚oÅ›ciÄ…. RodzÄ… siÄ™ nowe pomysÅ‚y, co robić, by życie chorego nie byÅ‚o wegetacjÄ…. Hanna jest Å›wiadoma, że stawka jest wysoka; chodzi bowiem nie tylko o dobre rezultaty pracy pielÄ™gniarek, ale o nowy styl opieki KoÅ›cioÅ‚a nad czÅ‚owiekiem chorym. O odkrycie, że czÅ‚owiek cierpiÄ…cy jest skarbem KoÅ›cioÅ‚a.
I udaÅ‚o siÄ™. Za przykÅ‚adem Krakowa poszÅ‚y inne diecezje. Hanna umiaÅ‚a znaleźć zapaleÅ„ców do tej pracy w różnych miastach. ZwracaÅ‚a siÄ™ do duszpasterstw akademickich, by interesowaÅ‚y siÄ™ mÅ‚odymi niepeÅ‚nosprawnymi, nie zostawiaÅ‚y swych chorych rówieÅ›ników samotnych, żeby chory nie czuÅ‚ siÄ™ wyrzucony na margines życia. Jeżeli dziÅ› uważamy za normalne comiesiÄ™czne odwiedziny kapÅ‚ana z sakramentami u chorych z parafii, praktyki kleryków przy chorych i niepeÅ‚nosprawnych, wczasorekolekcje dla chorych, pielgrzymki z nimi do sanktuariów, parafialne dni chorego, Msze Å›w. odprawiane w domu chorego – to można bez bÅ‚Ä™du uznać, że jest w tym czÄ…stka tego talentu, którego Hanna Chrzanowska nie zakopaÅ‚a w ziemi.
DokonywaÅ‚ tego czÅ‚owiek sam bardzo sÅ‚abego zdrowia. „CiÄ…gle nas uczyÅ‚a ducha sÅ‚użby, który daje radość, choć trudno w to uwierzyć dzisiejszym ludziom i pewnie też pielÄ™gniarkom, ale to jest prawda. A dowodem, że tak jest naprawdÄ™, byÅ‚o caÅ‚e życie pani Hanny. Wszyscy, którzy jÄ… znali, pamiÄ™tajÄ… jej radość i pogodÄ™ ducha, otwarcie na każdego czÅ‚owieka, a zwÅ‚aszcza cierpiÄ…cego” – wspomina Alina Rumun, jedna z uczennic.
ByÅ‚a tak bliska ludziom, że nazywano ja „CioteczkÄ…”. Praktyczna, pomysÅ‚owa, nie zrażajÄ…ca siÄ™ niczym, z ogromnym poczuciem humoru. KtóregoÅ› dnia dla zabawy napisaÅ‚a jakby swojÄ… ankietÄ™ personalnÄ…: „Rysopis: GÄ™ba niegdyÅ› piÄ™kna, wÅ‚osy niegdyÅ› blond. WyksztaÅ‚cenie: niższe. Charakter: pogodny, skÄ…piec i dusigrosz”.
OdeszÅ‚a do Pana 29 kwietnia 1973 r. KardynaÅ‚ WojtyÅ‚a żegnaÅ‚ jÄ… tymi sÅ‚owami: „DziÄ™kujemy Bogu za to życie, które miaÅ‚o takÄ… wymowÄ™, które pozostawiÅ‚o nam takie Å›wiadectwo, tak bardzo przejrzyste i czytelne. DziÄ™kujemy Bogu, że byÅ‚aÅ› wÅ›ród nas, z tÄ… twojÄ… wielkÄ… prostotÄ…, wewnÄ™trznym spokojem, a zarazem z tym wewnÄ™trznym żarem, że byÅ‚aÅ› wÅ›ród nas wcieleniem Chrystusowych BÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stw z Kazania na górze. Niech promieniowanie Twojej posÅ‚ugi trwa wÅ›ród nas wszystkich, niech nas poucza, jak sÅ‚użyć Chrystusowi w bliźnich”.