Autor: ks. Mieczysław Piotrowski TChr,
MiÅ‚ujcie siÄ™! 4/2004 → Temat numeru
Przedsmak piekła i nieba
W obliczu cierpienia i śmierci
Latem 1985 r. prof. Howard Storm razem ze swojÄ… żonÄ… i grupÄ… studentów przebywaÅ‚ w Europie, zwiedzajÄ…c najważniejsze centra sztuki. Ostatnim etapem ich podróży byÅ‚ Paryż. W przeddzieÅ„ odlotu do USA zwiedzali wystawÄ™ sztuki wspóÅ‚czesnej w centrum Georges’a Pompidou. ByÅ‚o to dla nich jedno z najważniejszych wydarzeÅ„ podczas europejskiej podróży. NastÄ™pnego dnia rano Howard Storm poczuÅ‚ przeszywajÄ…cy ból żoÅ‚Ä…dka, jak gdyby zostaÅ‚ ugodzony pociskiem. ByÅ‚o to tak wielkie cierpienie, że nie mógÅ‚ powstrzymać siÄ™ i dosÅ‚ownie wyÅ‚ z bólu. Wezwany lekarz stwierdziÅ‚ przebicie dwunastnicy, daÅ‚ zastrzyk morfiny w celu uÅ›mierzenia bólu i skierowaÅ‚ na natychmiastowÄ… operacjÄ™.
Po przewiezieniu pacjenta do szpitala przeÅ›wietlenie wykazaÅ‚o, że w dwunastnicy Storma jest duży otwór spowodowany najprawdopodobniej przez wrzody. Aby zapobiec Å›mierci, konieczna byÅ‚a natychmiastowa operacja. W miarÄ™ upÅ‚ywu czasu morfina przestawaÅ‚a dziaÅ‚ać. OczekujÄ…c na operacjÄ™, prof. Storm intuicyjnie czuÅ‚, że sÄ… to ostatnie chwile jego życia. Rozpaczliwie prosiÅ‚ o pomoc personel szpitala. Ponieważ jednak byÅ‚ to czas wakacji i wielu lekarzy przebywaÅ‚o na urlopach, Storm musiaÅ‚ czekać na operacjÄ™ kilkanaÅ›cie godzin. W doÅ›wiadczeniu porażajÄ…cego bólu minuty wydawaÅ‚y mu siÄ™ tak dÅ‚ugie jak godziny. ByÅ‚ zrozpaczony brakiem zainteresowania i obojÄ™tnoÅ›ciÄ… personelu. StawiaÅ‚ sobie pytania, co stanie siÄ™ z jego żonÄ… i dwójkÄ… dzieci, z jego obrazami, domem, z ogrodem i wszystkimi drogimi mu rzeczami, jeżeli umrze. MyÅ›l o Å›mierci przerażaÅ‚a go, miaÅ‚ dopiero 38 lat i byÅ‚ dobrze zapowiadajÄ…cym siÄ™ artystÄ…. Za wszelkÄ… cenÄ™ chciaÅ‚ żyć, ale gwaÅ‚townie traciÅ‚ siÅ‚y; jedynie z wielkim trudem mógÅ‚ oddychać, podnieść gÅ‚owÄ™ i coÅ› powiedzieć. Po 10 godzinach pobytu w szpitalu pielÄ™gniarka powiadomiÅ‚a go, że chirurg poszedÅ‚ do domu i operacja może siÄ™ odbyć dopiero nastÄ™pnego dnia rano. Ta informacja byÅ‚a dla Storma jak wyrok Å›mierci. WiedziaÅ‚, że do tego czasu nie przeżyje. Ze Å‚zami w oczach pożegnaÅ‚ siÄ™ ze swojÄ… żonÄ…, mówiÄ…c, że bardzo jÄ… kocha. Objęła go swoimi ramionami i szlochajÄ…c, caÅ‚owaÅ‚a. Storm byÅ‚ pewny, że Å›mierć jest koÅ„cem Å›wiadomoÅ›ci i istnienia czÅ‚owieka. Nie wierzyÅ‚ w istnienie Boga, a tym bardziej w niebo, czyÅ›ciec i piekÅ‚o.
Przedsmak śmierci
Zmiażdżony ogromem cierpienia, Storm zamknÄ…Å‚ oczy i powoli zaczęła ogarniać go przerażajÄ…ca ciemność; czuÅ‚, że zapada siÄ™ w otchÅ‚aÅ„ unicestwienia. W pewnym momencie ze zdziwieniem stwierdziÅ‚, że jednak dalej żyje i że ma wyjÄ…tkowo klarownÄ… samoÅ›wiadomość oraz percepcjÄ™ otaczajÄ…cej go rzeczywistoÅ›ci. ByÅ‚ Å›wiadomy swoich problemów z żoÅ‚Ä…dkiem, jednak nie odczuwaÅ‚ już bólu, miaÅ‚ tylko żywÄ… o nim pamięć. Ze zdziwieniem siÄ™ zorientowaÅ‚, że stoi obok swojego Å‚óżka w sali szpitalnej i widzi leżące nieruchomo wÅ‚asne ciaÅ‚o. Obok siedziaÅ‚a z pochylonÄ… gÅ‚owÄ… jego żona, Beverly. PragnÄ…Å‚ za wszelkÄ… cenÄ™ skomunikować siÄ™ z niÄ…, jednak bezskutecznie, gdyż żona jego w ogóle nie reagowaÅ‚a, tylko siedziaÅ‚a nieruchomo, wpatrujÄ…c siÄ™ w podÅ‚ogÄ™. Sala szpitalna wydawaÅ‚a mu siÄ™ jaskrawo oÅ›wietlona, wszystko widziaÅ‚ w najdrobniejszych szczegóÅ‚ach i jak nigdy dotÄ…d, niezwykle ostro i jasno. ByÅ‚ bardzo zirytowany, że nie mógÅ‚ nawiÄ…zać kontaktu ze swojÄ… żonÄ…. W pewnym momencie usÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚osy: „Wyjdź stÄ…d natychmiast. Pospiesz siÄ™. Czekamy tu na ciebie od dawna, aby ci pomóc”. CzuÅ‚, że jeÅ›li opuÅ›ci ten pokój, to nigdy już do niego nie wróci. Tajemnicze gÅ‚osy nalegaÅ‚y: „Nie bÄ™dziemy w stanie ci pomóc, jeżeli stÄ…d nie wyjdziesz”. PostanowiÅ‚ ich posÅ‚uchać. MiaÅ‚ wrażenie, że znalazÅ‚ siÄ™ w czymÅ› na podobieÅ„stwo ogromnego zamglonego holu, który podÅ›wiadomie budziÅ‚ lÄ™k. Nie widziaÅ‚ szczegóÅ‚ów, ale wydawaÅ‚o mu siÄ™, że przemierza jakÄ…Å› tajemniczÄ… przestrzeÅ„. ZobaczyÅ‚ w dużej odlegÅ‚oÅ›ci niewyraźne postacie przypominajÄ…ce ludzi. Byli bladzi, a ich ubrania miaÅ‚y szary kolor. PragnÄ…Å‚ zbliżyć siÄ™ do nich, ale okazaÅ‚o to siÄ™ niemożliwe, gdyż nieustannie oddalali siÄ™ od niego. ZdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że natychmiast musi siÄ™ poddać operacji i że ci ludzie sÄ… dla niego jedynÄ… nadziejÄ…. Nieustannie powtarzali oni, że jeżeli pójdzie z nimi, to wtedy zniknÄ… wszystkie jego problemy. W miarÄ™ upÅ‚ywu czasu ciemnoÅ›ci pogÅ‚Ä™biaÅ‚y siÄ™, a liczba krążących wokóÅ‚ niego zÅ‚owrogich postaci byÅ‚a coraz wiÄ™ksza. Ich obecność napeÅ‚niaÅ‚a go rosnÄ…cym przerażeniem, gdyż emanowaÅ‚y nienawiÅ›ciÄ…, podstÄ™pem i kÅ‚amstwem. Storm, oglÄ…dajÄ…c siÄ™ za siebie, widziaÅ‚ w odlegÅ‚oÅ›ci jakby kilku mil swoje ciaÅ‚o leżące na Å‚óżku szpitalnym i siedzÄ…cÄ… obok żonÄ™. OdniósÅ‚ dziwne wrażenie, że dla niego czas siÄ™ skoÅ„czyÅ‚, a to, czego doÅ›wiadcza, nie jest jakimÅ› koszmarnym snem, lecz peÅ‚nÄ… grozy rzeczywistoÅ›ciÄ…. Tajemnicze postacie, które go otaczaÅ‚y i prowadziÅ‚y go do nieznanego mu celu, zaczęły wypowiadać straszne przekleÅ„stwa i obelgi pod jego adresem. MówiÅ‚y z szyderczym uÅ›miechem, że już niedÅ‚ugo dotrÄ… na miejsce. Howard zorientowaÅ‚ siÄ™, że przebywa w przerażajÄ…cym, peÅ‚nym grozy otoczeniu. UÅ›wiadomiÅ‚ sobie beznadziejność sytuacji, w jakiej siÄ™ znalazÅ‚. Postacie z bliska miaÅ‚y straszny wyglÄ…d. StawaÅ‚y siÄ™ coraz bardziej agresywne, wÅ›ród bluźnierstw i przekleÅ„stw poddawaÅ‚y go najrozmaitszym torturom. Istoty te byÅ‚y caÅ‚kowicie pozbawione wspóÅ‚czucia, opanowane żądzÄ… nienawiÅ›ci i nieokieÅ‚znanego okrucieÅ„stwa. Storm zrozumiaÅ‚, że to sÄ… ludzie potÄ™pieni, którzy w czasie życia na ziemi odrzucili i znienawidzili Boga, stajÄ…c siÄ™ stuprocentowymi egoistami. Bezskutecznie próbowaÅ‚ przed nimi siÄ™ bronić, ale wywoÅ‚ywaÅ‚o to z ich strony jeszcze wiÄ™kszÄ… agresjÄ™ i szyderstwa. Dla Storma byÅ‚a to sytuacja makabrycznego wprost cierpienia i przerażajÄ…cej beznadziei, jakich jeszcze nigdy dotÄ…d nie doÅ›wiadczyÅ‚. W pewnym momencie usÅ‚yszaÅ‚ wewnÄ™trzny gÅ‚os wzywajÄ…cy go do modlitwy, do proÅ›by do Boga o pomoc. PoczÄ…tkowo odrzucaÅ‚ tÄ™ myÅ›l, ale wezwanie do modlitwy stawaÅ‚o siÄ™ coraz bardziej naglÄ…ce. Storm nie modliÅ‚ siÄ™ przez caÅ‚e swoje dorosÅ‚e życie i dlatego nie wiedziaÅ‚, jak to siÄ™ robi. PrzypomniaÅ‚ sobie jednak fragmenty modlitwy Ojcze nasz oraz inne proste formuÅ‚y z czasów dzieciÅ„stwa i zaczÄ…Å‚ je powtarzać. Ku swojemu zdziwieniu zauważyÅ‚, że gdy nieporadnie próbowaÅ‚ siÄ™ modlić, odrażajÄ…ce postacie zaczęły w popÅ‚ochu uciekać. KrzyczaÅ‚y z wielkÄ… wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ…, że niepotrzebnie siÄ™ modli, bo i tak go nikt nie usÅ‚yszy, gdyż Bóg nie istnieje. StraszyÅ‚y, że dopiero teraz siÄ™ z nim rozprawiÄ…, wypowiadajÄ…c przy tym straszne bluźnierstwa pod adresem Boga i Matki NajÅ›wiÄ™tszej. Storm nieustannie powtarzaÅ‚ sÅ‚owa modlitwy i doÅ›wiadczaÅ‚ jej wielkiej mocy, widzÄ…c, z jakÄ… wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ… zÅ‚e duchy w popÅ‚ochu uciekaÅ‚y od niego. ZrozumiaÅ‚, że gdyby przestaÅ‚ zwracać siÄ™ do Jezusa, monstra natychmiast by wróciÅ‚y i wtedy na nowo rozpoczÄ…Å‚by siÄ™ koszmar duchowej mÄ™czarni, która w swoim okrucieÅ„stwie byÅ‚a tak straszna, że w porównaniu z niÄ… cierpienie fizyczne, jakiego doÅ›wiadczyÅ‚ w szpitalu, byÅ‚o nikÅ‚e.
SÄ…d nad sobÄ…
Kiedy Storm powtarzaÅ‚ sÅ‚owa modlitwy, ujrzaÅ‚ siebie w prawdzie i oceniÅ‚, co w minionym życiu byÅ‚o dobre, a co zÅ‚e. UÅ›wiadomiÅ‚ sobie, że przez caÅ‚e ziemskie życie stawiaÅ‚ pomnik najwiÄ™kszemu bożkowi, jakim byÅ‚ jego egoizm. CaÅ‚kowicie skoncentrowany na sobie, za wszelkÄ… cenÄ™ chciaÅ‚ stać siÄ™ sÅ‚awny i pragnÄ…Å‚, aby jego obrazy byÅ‚y oglÄ…dane i podziwiane przez ludzi na caÅ‚ym Å›wiecie. Teraz zrozumiaÅ‚, że jego stosunek do rzeźb, obrazów, które posiadaÅ‚ w swojej kolekcji, a także do rodziny, domu byÅ‚ niewÅ‚aÅ›ciwy i że caÅ‚y system wartoÅ›ci, którym kierowaÅ‚ siÄ™ w życiu, byÅ‚ tylko przedÅ‚użeniem jego egoizmu. To wÅ‚aÅ›nie skoncentrowanie na sobie upodabniaÅ‚o go do tych odrażajÄ…cych istot, które wprowadziÅ‚y go w rzeczywistość niewyobrażalnego cierpienia. Wszystko to, co do tej pory tak bardzo ceniÅ‚ i co nadawaÅ‚o sens jego życiu, teraz nie miaÅ‚o już żadnego znaczenia. OgarnÄ…Å‚ go wielki wstyd i żal za swój dotychczasowy stosunek do Boga i ludzi. Wprawdzie nie byÅ‚ zÅ‚odziejem, nikogo nie zamordowaÅ‚, respektowaÅ‚ prawo i niepisane reguÅ‚y cywilizowanego życia, ale to byÅ‚o za maÅ‚o, aby żyć życiem godnym czÅ‚owieka. Jego religiÄ… i normÄ… życia byÅ‚ egoizm i bezwzglÄ™dny indywidualizm, a wspóÅ‚czucie dla innych znakiem sÅ‚aboÅ›ci. UÅ›wiadomiÅ‚ sobie także, że przez caÅ‚e życie nosiÅ‚ ukrytÄ… zÅ‚ość do wÅ‚asnego ojca i niechęć do przebaczenia jemu oraz wrogość do sytuacji i rzeczy, których nie mógÅ‚ kontrolować. Teraz byÅ‚ caÅ‚kowicie bezradny i bezsilny. ZrozumiaÅ‚, że niewiele już mu brakowaÅ‚o, aby stać siÄ™ stuprocentowym egoistÄ…, tak jak ci zionÄ…cy nienawiÅ›ciÄ… potÄ™pieÅ„cy, i doÅ‚Ä…czyć na caÅ‚Ä… wieczność do ich grona.
Światło nadziei
Åšwiadomość zmarnowanego życia spowodowaÅ‚a, że Howarda ogarnÄ…Å‚ przejmujÄ…cy żal z powodu tego wszystkiego, co z wÅ‚asnej woli zÅ‚ego myÅ›laÅ‚ i czyniÅ‚, a co wynikaÅ‚o z jego egoizmu i jeszcze bardziej go pogÅ‚Ä™biaÅ‚o. I wÅ‚aÅ›nie wtedy usÅ‚yszaÅ‚ swój Å›piew z czasów dzieciÅ„stwa. ByÅ‚ to nieustannie powtarzany refren: „Jezus mnie kocha… da, da, da”. Jako dziecko Å›piewaÅ‚ tak czÄ™sto podczas zajęć w szkóÅ‚ce niedzielnej. W tej przerażajÄ…cej ciemnoÅ›ci, która go teraz otaczaÅ‚a, bardzo pragnÄ…Å‚ obecnoÅ›ci kogoÅ›, kto bezwarunkowo go kocha i zatroszczy siÄ™ o niego. Åšpiew „Jezus mnie kocha” stawaÅ‚ siÄ™ jego modlitwÄ… i najwiÄ™kszym pragnieniem caÅ‚ej jego istoty. CaÅ‚ym sobÄ… czuÅ‚, że w tej beznadziejnej sytuacji miÅ‚ość Jezusa jest dla niego jedynym ratunkiem i wybawieniem. DziÄ™ki tej modlitwie zaczęło budzić siÄ™ w nim Å›wiatÅ‚o nadziei. Po raz pierwszy w swoim dorosÅ‚ym życiu pragnÄ…Å‚ gorÄ…co, aby okazaÅ‚o siÄ™ prawdÄ…, że Jezus go kocha, i dlatego zaczÄ…Å‚ caÅ‚ym sobÄ… woÅ‚ać: „Wybaw mnie, Jezu!”. W pewnym momencie zauważyÅ‚ w otaczajÄ…cej go ciemnoÅ›ci maleÅ„kie Å›wiateÅ‚ko, jakby ledwie widocznej gwiazdy, która powoli stawaÅ‚a siÄ™ coraz jaÅ›niejsza i wiÄ™ksza. SprawiaÅ‚a wrażenie, że zbliża siÄ™ do niego z wielkÄ… prÄ™dkoÅ›ciÄ…. Zafascynowany jej blaskiem nie mógÅ‚ od niej oderwać wzroku. ÅšwiatÅ‚o to byÅ‚o jaÅ›niejsze od sÅ‚oÅ„ca czy bÅ‚yskawicy i piÄ™kniejsze od czegokolwiek, co do tej pory widziaÅ‚. Kiedy do niego dotarÅ‚o, zorientowaÅ‚ siÄ™, że nie jest to żadna gwiazda, tylko żywa Osoba, która emanuje niesamowitym Å›wiatÅ‚em miÅ‚oÅ›ci. To byÅ‚ zmartwychwstaÅ‚y Jezus Chrystus, Zbawiciel i Pan caÅ‚ego wszechÅ›wiata. Howard Storm zostaÅ‚ ogarniÄ™ty Jego miÅ‚oÅ›ciÄ…. W jej Å›wietle ujrzaÅ‚ ogrom swoich grzechów, caÅ‚e zÅ‚o spowodowane przez jego ateizm, ale pomimo bólu wynikajÄ…cego z prawdy o sobie, czuÅ‚, że jako marnotrawny syn jest kochany miÅ‚oÅ›ciÄ…, która przebacza wszystkie grzechy, leczy najwiÄ™ksze rany i przywraca utraconÄ… godność dziecka Bożego. ZrozumiaÅ‚, że jedynym koniecznym warunkiem, aby to mogÅ‚o siÄ™ stać, jest ufność i zgoda czÅ‚owieka, aby Chrystus mógÅ‚ go kochać i uzdrawiać. Howard doÅ›wiadczyÅ‚ miÅ‚oÅ›ci i miÅ‚osierdzia Boga w sposób tak intensywny, że nie znalazÅ‚ w ogóle sÅ‚ów i porównaÅ„, aby swoje przeżycie wyrazić ludzkim jÄ™zykiem. PÅ‚akaÅ‚ ze szczęścia i z żalu za grzechy. CzuÅ‚ siÄ™ kochany, akceptowany mimo swoich licznych grzechów. Jezus Chrystus wziÄ…Å‚ go w swoje ramiona, aby go przenieść z tej mrocznej i budzÄ…cej grozÄ™ rzeczywistoÅ›ci, która prowadziÅ‚a wprost do piekÅ‚a. Storm miaÅ‚ wrażenie, jakby Zbawiciel pokonaÅ‚ nieskoÅ„czony dystans oddzielajÄ…cy Å›wiatÅ‚o od ciemnoÅ›ci, miÅ‚ość od nienawiÅ›ci, prawdÄ™ od kÅ‚amstwa, wolność od caÅ‚kowitego zniewolenia. W tej nowej, niewyobrażalnie piÄ™knej rzeczywistoÅ›ci, w której życie jest miÅ‚oÅ›ciÄ…, Storm czuÅ‚ siÄ™ bardzo onieÅ›mielony i zawstydzony stanem swojego czÅ‚owieczeÅ„stwa. CzuÅ‚ siÄ™ w obliczu Å›wiÄ™toÅ›ci Boga jak ohydna szmata, którÄ… trzeba wyrzucić do Å›mieci. Wiele razy w swoim życiu nie tylko zaprzeczaÅ‚, ale i drwiÅ‚ z prawdy, że Bóg istnieje i jest MiÅ‚oÅ›ciÄ…. TysiÄ…ce razy używaÅ‚ imienia Boga jako przekleÅ„stwa. ChciaÅ‚ być jedynym centrum caÅ‚ego wszechÅ›wiata i samemu decydować o tym, co jest dobre, a co zÅ‚e, kierujÄ…c siÄ™ jedynie egoizmem. MajÄ…c Å›wiadomość tych oraz innych, popeÅ‚nionych przez siebie grzechów, pomyÅ›laÅ‚, że znalazÅ‚ siÄ™ tu przez pomyÅ‚kÄ™. I wtedy usÅ‚yszaÅ‚ sÅ‚owa Jezusa kierowane bezpoÅ›rednio do jego umysÅ‚u: To nie jest pomyÅ‚ka, wÅ‚aÅ›nie tutaj ma być twoje miejsce. Musisz siÄ™ jeszcze przygotować, dojrzeć i oczyÅ›cić. Na proÅ›bÄ™ Jezusa pojawiÅ‚y siÄ™ jasne istoty, promieniujÄ…ce radoÅ›ciÄ… i miÅ‚oÅ›ciÄ…. ByÅ‚y to duchy czyste, anioÅ‚y, które komunikowaÅ‚y siÄ™ przez bezpoÅ›rednie przekazywanie myÅ›li. Cokolwiek Storm pomyÅ›laÅ‚, one natychmiast o tym wiedziaÅ‚y. Jego bezpoÅ›redni opiekun, AnioÅ‚ Stróż, oznajmiÅ‚ mu, że musi wrócić do ziemskiego życia, że nie jest jeszcze gotowy, aby przejść do wiecznoÅ›ci. UÅ›wiadomiÅ‚ mu również, że Pan Bóg obdarzyÅ‚ wszystkich ludzi zdolnoÅ›ciÄ… do przyjÄ™cia lub odrzucenia Jego miÅ‚oÅ›ci, która jest caÅ‚kowicie wolnym i bezinteresownym darem, dlatego może być tylko przyjmowana w caÅ‚kowitej wolnoÅ›ci, przez ufnÄ… i szczerÄ… modlitwÄ™.
Z tego powodu wÅ‚aÅ›nie ludzie powinni siÄ™ dużo modlić. AnioÅ‚ Stróż tÅ‚umaczyÅ‚ również Stormowi, żeby kochajÄ…c, nie oczekiwaÅ‚ jakiejÅ› nagrody lub innych korzyÅ›ci, tylko pragnÄ…Å‚ jednego – by w caÅ‚kowitej wolnoÅ›ci akceptowaÅ‚ i wypeÅ‚niaÅ‚ Bożą wolÄ™, bo tylko w ten sposób bÄ™dzie stawaÅ‚ siÄ™ dzieckiem Boga i szedÅ‚ najprostszÄ… drogÄ… do nieba.
Całkiem nowe życie
Kiedy AnioÅ‚ Stróż skoÅ„czyÅ‚ mówić, Howard zorientowaÅ‚ siÄ™, że leży w Å‚óżku i jest już po operacji, a pielÄ™gniarka przemywa ranÄ™ pooperacyjnÄ… na jego brzuchu ciepÅ‚Ä… wodÄ… z mydÅ‚em.
To doÅ›wiadczenie z pogranicza Å›mierci caÅ‚kowicie zmieniÅ‚o Storma, caÅ‚Ä… jego dotychczasowÄ… hierarchiÄ™ wartoÅ›ci i sposób myÅ›lenia. Z ateisty staÅ‚ siÄ™ czÅ‚owiekiem żywej wiary i modlitwy. Do dnia dzisiejszego Howard Storm nieustannie daje Å›wiadectwo, że tylko ufajÄ…c i wierzÄ…c Bogu, czÅ‚owiek staje siÄ™ rzeczywiÅ›cie wolnym i zdolnym do bezinteresownej miÅ‚oÅ›ci, i że tylko wtedy, gdy jednoczy siÄ™ z Bogiem przez wiarÄ™, która dziaÅ‚a przez miÅ‚ość, czÅ‚owiek osiÄ…ga prawdziwe szczęście, staje siÄ™ Å›wiÄ™tym, a wiÄ™c idzie drogÄ…, która prowadzi prosto do nieba.