Mroki średniowiecza, światło oświecenia?
Autor: Grzegorz Kucharczyk,
MiÅ‚ujcie siÄ™! 1/2003 → Karty historii KoÅ›cioÅ‚a
JednÄ… z najdÅ‚użej utrzymujÄ…cych siÄ™ (aż do dnia dzisiejszego) mistyfikacji odnoszÄ…cych siÄ™ do dziejów naszego kontynentu jest twierdzenie o „ciemnym Å›redniowieczu” i o „wieku Å›wiateÅ‚”, czyli tzw. oÅ›wieceniu. ZresztÄ… to wÅ‚aÅ›nie oÅ›wiecenie jest w dużej mierze odpowiedzialne za propagowanie czarnej legendy Å›redniowiecza.
W oczach oÅ›wieceniowych XVIII-wiecznych elit – takie fakty jak to, że wÅ‚aÅ›nie czasy Å›redniowiecza daÅ‚y Europie instytucjÄ™ uniwersytetu, szpitala, sÄ…downictwa odwoÅ‚ujÄ…cego siÄ™ do wspaniaÅ‚ego dziedzictwa prawa rzymskiego, że przypomniaÅ‚y Europejczykom filozoficzny dorobek myÅ›li antycznej (z Platonem i Arystotelesem na czele) – nie miaÅ‚y najmniejszego znaczenia. Åšredniowiecze po prostu zostaÅ‚o zakwalifikowane jako okres ciemnoty i przemocy. W tym celu eksponowano (dowolnie przy tym manipulujÄ…c i zakÅ‚amujÄ…c prawdziwy obraz rzeczywistoÅ›ci) inkwizycjÄ™ oraz wyprawy krzyżowe jako rzekome dowody okrutnej epoki (czytelnicy MiÅ‚ujcie siÄ™! już wczeÅ›niej mieli okazjÄ™ zapoznać siÄ™ na Å‚amach czasopisma z zagadnieniem zakÅ‚amywania prawdy o tych wydarzeniach historycznych).
W rzeczywistoÅ›ci chodziÅ‚o o to, że Å›redniowiecze byÅ‚o czasem, gdy Europejczycy budowali swojÄ… cywilizacjÄ™ na nauce Ewangelii, którÄ… gÅ‚osiÅ‚ KoÅ›cióÅ‚. Åšredniowiecze to budowanie i rozwój europejskiej christianitas – czyli Europy chrzeÅ›cijaÅ„skiej, Europy rzeczywiÅ›cie zjednoczonej. Zjednoczonej nie na drodze odgórnych ustaleÅ„ czy wÄ…tpliwych referendów, ale na drodze dÅ‚ugotrwaÅ‚ej, mozolnej pracy szeregu pokoleÅ„. EuropÄ™ jednoczyÅ‚y przede wszystkim wielkie kongregacje klasztorne (np. benedyktyÅ„ska kongregacja klasztorna z Cluny czy kongregacje cystersów, a później zakonów żebraczych), Å‚acina – wspólny jÄ™zyk europejskich elit intelektualnych i politycznych, wspólna obyczajowość (np. respektowany przez caÅ‚e europejskie rycerstwo kodeks rycerski). Przy tym należy zaakcentować to, czego bardzo brakowaÅ‚o twórcom tzw. oÅ›wieconej Europy w XVIII wieku – pokorÄ™, przekonanie twórców Å›redniowiecznej cywilizacji (wÅ›ród których nie brakuje przecież Å›wiÄ™tych, takich jak Å›w. Benedykt z Nursji, Å›wiÄ™ci mnisi iroszkoccy: Kolumba i Kolumban czy Å›w. Tomasz z Akwinu), że ich wÅ‚asne dokonania nie sÄ… li tylko rezultatem ich wÅ‚asnych wysiÅ‚ków, ale po części opierajÄ… siÄ™ na dokonaniach poprzednich pokoleÅ„. PiÄ™knie wyraziÅ‚ tÄ™ prawdÄ™ żyjÄ…cy w XII wieku biskup Chartres, Iwo, pod którego rzÄ…dami szkoÅ‚a katedralna w Chartres staÅ‚a siÄ™ jednym z czoÅ‚owych oÅ›rodków, gdzie studiowano nie tylko filozofiÄ™, ale i nauki Å›cisÅ‚e. O sobie i swoich wspóÅ‚czesnych bp Iwo powiedziaÅ‚: „JesteÅ›my karÅ‚ami stojÄ…cymi na barkach olbrzymów”. Dla Å›redniowiecza tymi „olbrzymami” byÅ‚y najwybitniejsze postacie antycznej cywilizacji grecko-rzymskiej: Platon, Arystoteles, twórcy rzymskiego prawa. Rzekomo nietolerancyjne Å›redniowiecze z chÄ™ciÄ… odwoÅ‚ywaÅ‚o siÄ™ do dorobku pogaÅ„skich przecież myÅ›licieli, oceniajÄ…c i adaptujÄ…c ten dorobek w Å›wietle Ewangelii i nauki KoÅ›cioÅ‚a.
Elity oÅ›wieceniowe postÄ™powaÅ‚y dokÅ‚adnie odwrotnie. GÅ‚ównym ich celem byÅ‚o zerwanie z modelem jednoÅ›ci europejskiej wypracowanym w okresie Å›redniowiecznym (co prawda, mocno naruszonym w wyniku wstrzÄ…sów religijnych i politycznych wywoÅ‚anych reformacjÄ…), jednoÅ›ci europejskiej stworzonej i podtrzymywanej przez wspólnotÄ™ chrzeÅ›cijaÅ„skich narodów. StÄ…d też datujÄ…cy siÄ™ od epoki oÅ›wieceniowej zmasowany atak propagandowy – bo przecież trudno to uznać za rzetelnÄ… krytykÄ™ historycznÄ… – przypuszczony przez oÅ›wieceniowych „filozofów”. CudzysÅ‚ów przy ostatnim wyrazie jest w peÅ‚ni uzasadniony, skoro tacy „filozofowie”, jak Wolter, Diderot czy Rousseau byli ludźmi pozbawionymi gruntownego wyksztaÅ‚cenia, samoukami, bardziej felietonistami aniżeli dojrzaÅ‚ymi pisarzami. Zrównywanie ich, nawet w nazwie, z takimi gÅ‚Ä™bokimi umysÅ‚ami filozoficznymi, jak Å›w. Anzelm z Canterbury, Å›w. Tomasz z Akwinu czy Å›w. Bonawentura, byÅ‚oby zrównywaniem niedouczonych hobbystów z wysokiej klasy profesjonalistami.
PrzykÅ‚ad oÅ›wieceniowych „filozofów” ilustruje również starÄ… prawdÄ™ o obÅ‚udzie szukania drzazgi w oku bliźniego. Ci, którzy tak zawziÄ™cie piÄ™tnowali „ciemnotÄ™” scholastyków, sami nie mogli siÄ™ poszczycić żadnym interesujÄ…cym i trwaÅ‚ym dorobkiem. Uważa siÄ™ na przykÅ‚ad, że sztandarowym dzieÅ‚em „filozofów” byÅ‚a wydawana przez nich Encyklopedia. Tymczasem, jak pisaÅ‚ jeden z najwybitniejszych francuskich historyków, czÅ‚onek Akademii Francuskiej, Pierre Gaxotte: „Encyklopedia jest zbiorem osobliwoÅ›ci obfitujÄ…cym w bÅ‚Ä™dy i bezużyteczne informacje. Ich poziom oraz sposób prezentacji sÄ… nierówne. Obok artykuÅ‚ów dobrych spotykamy nic nie znaczÄ…ce, zdarzajÄ… siÄ™ przedruki z prac trzeciej kategorii”. O poziomie naukowym oÅ›wieceniowej Encyklopedii niech Å›wiadczy fakt, że w haÅ›le „Francja” czytamy: „CzujÄ™ siÄ™ caÅ‚kowicie zwolniony od szczegóÅ‚owego opisu obecnego stanu królestwa. Jaki jest – widzÄ… wszyscy”. Na czym wiÄ™c polegaÅ‚o znaczenie Encyklopedii, dzieÅ‚a pod wzglÄ™dem naukowym na wskroÅ› miernego? ZyskaÅ‚a sobie sympatiÄ™ w oÅ›wieceniowych Å›rodowiskach przede wszystkim tym, że na swoich kartach akcentowaÅ‚a to, co byÅ‚o rdzeniem oÅ›wieceniowej ideologii, programem tzw. oÅ›wieconej Europy – czyli awersjÄ™ do wszystkiego, co nadprzyrodzone, a zwÅ‚aszcza do religii objawionej, tj. chrzeÅ›cijaÅ„stwa.
Charakterystyczne przy tym byÅ‚o, że temu zmasowanemu atakowi oÅ›wieceniowych „filozofów” na chrzeÅ›cijaÅ„stwo towarzyszyÅ‚a eksplozja popularnoÅ›ci wszelkiego rodzaju zabobonów na salonach XVIII-wiecznej Europy. Ci sami ludzie, którzy pozujÄ…c na uczonych, podÅ›miewali siÄ™ z „ciemnoty” Å›redniowiecza, nie tylko sÅ‚uchali, ale i wydawali fortuny na oszustów i hochsztaplerów w rodzaju hrabiego Balsamo czy hrabiego Saint-Germain, utrzymujÄ…cych, że posiedli kunszt „wiedzy tajemnej”, umożliwiajÄ…cej przemianÄ™ metali nieszlachetnych w zÅ‚oto, że potrafiÄ… wytwarzać „eliksir nieÅ›miertelnoÅ›ci”, a nauczyli siÄ™ tego wszystkiego od... starożytnych Egipcjan. Jak mawiaÅ‚ Gilbert Chesterton: „tragediÄ… nie jest to, że ludzie nie wierzÄ… już w nic; prawdziwÄ… tragediÄ… jest to, że sÄ… w stanie uwierzyć we wszystko”.
Co ciekawe, twórcy oÅ›wieceniowej ideologii, z których ust nie schodziÅ‚y slogany o „tolerancji”, „wolnoÅ›ci sÅ‚owa”, „szanowaniu innych poglÄ…dów”, którzy domagali siÄ™ tych wÅ‚aÅ›nie rzeczy dla siebie, wobec innych osób prezentujÄ…cych odmienne od nich poglÄ…dy stosowali zupeÅ‚nie innÄ… miarÄ™. Wolter pisaÅ‚ na przykÅ‚ad do swoich kolegów, autorów Encyklopedii: „Nie wahajmy siÄ™ zniesÅ‚awiać autorów o odmiennych poglÄ…dach, sÄ…czmy podstÄ™pnie jad podejrzeÅ„. Niech ludzie siÄ™ dowiedzÄ… o podÅ‚oÅ›ciach przeciwnika, przedstawiajmy go w jak najgorszym Å›wietle”.
„Filozofowie” encyklopedyÅ›ci poszli za wskazówkami swojego mentora. Pewnego razu do królewskiego ministra Malesherbe’a – odpowiedzialnego za funkcjonowanie paÅ„stwowej cenzury we Francji Ludwika XV – zgÅ‚osili siÄ™ twórcy Encyklopedii, Diderot i d’Alembert, domagajÄ…c siÄ™ ostrego cenzurowania tych autorów, którzy polemizowali z tezami zawartymi w Encyklopedii. Jak zanotowaÅ‚ w swoich wspomnieniach Å›wiadek tego spotkania, ks. Morellet, gdy minister odmówiÅ‚ speÅ‚nienia tego żądania, d’Alembert „szalaÅ‚ i przeklinaÅ‚”. Dodajmy w tym miejscu, że w Encyklopedii, autorstwa ludzi domagajÄ…cych siÄ™ cenzurowania odmiennych poglÄ…dów, przeczytać można m.in. o tym, że każdy kraj, w którym czÅ‚owiek nie może myÅ›leć i spisywać swoich myÅ›li, koniecznie popaść musi w gÅ‚upotÄ™, przesÄ…d i zabobon.
OÅ›wieceniowi „filozofowie” byli za to prawdziwymi mistrzami w reklamowaniu samych siebie, mówiÄ…c dzisiejszym jÄ™zykiem: w „budowaniu wÅ‚asnego wizerunku”. Fetowani na europejskich salonach jako „niezależni”, „opozycyjni wobec ancien régime”, „przyjaciele ludu” – w rzeczywistoÅ›ci Å‚aknÄ™li i poszukiwali uznania. Chociażby wÅ‚aÅ›nie na salonach, a jeszcze lepiej – u koronowanych gÅ‚ów. Ażeby to uzyskać, nie cofali siÄ™ przed żadnymi pochlebstwami, nawet wobec wÅ‚adców, których absolutna wÅ‚adza nieporównywalnie ciężej uciskaÅ‚a ich poddanych aniżeli wÅ‚adza króla Francji, oskarżanego przez „filozofów” o despotyzm. Tak wiÄ™c Wolter fetowaÅ‚ króla Prus Fryderyka II jako „króla-filozofa”, a Diderot okreÅ›liÅ‚ carycÄ™ KatarzynÄ™ II – wÅ‚adczyniÄ™ despotycznie rzÄ…dzÄ…cÄ… RosjÄ… i krwawo tÅ‚umiÄ…cÄ… bunty chÅ‚opskie w swoim paÅ„stwie – wdziÄ™cznym mianem „Semiramidy PóÅ‚nocy”.
Filozofowie, którzy u siebie, we Francji, piÄ™tnowali każde (realne czy urojone) naruszenie prawa przez wÅ‚adzÄ™ królewskÄ…, wobec swoich zagranicznych sponsorów zachowywali siÄ™ zupeÅ‚nie inaczej. Szczególnym przykÅ‚adem takiego stosowania podwójnych standardów w moralnoÅ›ci jest zachowanie siÄ™ „patriarchy oÅ›wiecenia” – Woltera wobec faktu rozbiorów Polski. Na pierwszy rzut oka wydawać by siÄ™ mogÅ‚o, że gwaÅ‚t popeÅ‚niony na narodzie polskim powinien spowodować protest niekwestionowanego przywódcy oÅ›wieceniowych elit w Europie. Jednak przyjazny stosunek do absolutnego wÅ‚adcy Prus, Fryderyka II – inicjatora I rozbioru Polski, a także niechęć do „zacofanej” i katolickiej Polski byÅ‚y silniejsze i dyktowaÅ‚y Wolterowi zupeÅ‚nie innÄ… ocenÄ™ faktu zagrabienia ziem polskich przez trzy oÅ›cienne mocarstwa.
Bardzo charakterystyczna byÅ‚a już reakcja Woltera na wysiÅ‚ek powstaÅ„czy konfederacji barskiej (1768 – 1772), która wystÄ…piÅ‚a nie tylko w obronie Ojczyzny, ale również w obronie zagrożonego KoÅ›cioÅ‚a (Rosja i Prusy jako pretekst do wmieszania siÄ™ w wewnÄ™trzne sprawy Rzeczypospolitej wykorzystaÅ‚y rzekomo zagrożone w Polsce prawa tzw. dysydentów, czyli protestantów i prawosÅ‚awnych). Francuski „filozof” wziÄ…Å‚ jednak za dobrÄ… monetÄ™ cynicznÄ… grÄ™ mocarstw, które mieniÄ…c siÄ™ obroÅ„cami praw „zagrożonych” w Polsce innowierców, przystÄ…piÅ‚y do zniewalania Polaków.
Autor Traktatu o tolerancji (jedno ze sztandarowych dzieÅ‚ Woltera) pisaÅ‚ wiÄ™c do konfederatów barskich: „Skarżycie siÄ™ na to, że caryca [Katarzyna II] wysÅ‚aÅ‚a trzydzieÅ›ci tysiÄ™cy żoÅ‚nierzy do ziemi waszej, i pytacie, na mocy jakiego prawa to siÄ™ dzieje. Otóż odpowiadam wam, że dzieje siÄ™ to na mocy prawa czynienia dobra, kiedy to jest możliwe”. Natomiast wczeÅ›niej (w grudniu 1766) Wolter zwróciÅ‚ siÄ™ listownie do samej carycy Katarzyny II: „Zabiegi Waszej Cesarskiej MoÅ›ci zmierzajÄ…ce do przywrócenia wolnoÅ›ci sumienia w Polsce sÄ… dobrodziejstwem, które rodzaj ludzki sÅ‚awić powinien”.
Gdy I rozbiór Polski staÅ‚ siÄ™ już faktem, Wolter w listopadzie 1772 r. pisaÅ‚ do swojego przyjaciela, króla Prus Fryderyka II: „PowiadajÄ…, Panie, żeÅ› Ty podziaÅ‚ Polski wymyÅ›liÅ‚. WierzÄ™ temu, bo to rzecz genialna”. Każde sÅ‚owo komentarza byÅ‚oby tutaj zbÄ™dne (cdn.).
Grzegorz Kucharczyk
|