Autor: Jan Bilewicz,
MiÅ‚ujcie siÄ™! 4/2002 → MÅ‚odzież
Cześć! Tu Wasz starszy brat. PostanowiÅ‚em dzisiaj napisać wspólny list do dziewczÄ…t i chÅ‚opców, ponieważ temat jest uniwersalny. BÄ™dzie o sensie życia.
W tym roku na część wakacji pojechaÅ‚em do Szwecji. MieszkaÅ‚em tam kiedyÅ› przez kilka lat i tam mam przyjacióÅ‚, którzy zaprosili mnie, by powspominać – jak siÄ™ to mówi – „dawne czasy”. ZdecydowaÅ‚em siÄ™ pojechać, aby także zaÅ‚atwić kilka ważnych spraw.
JednÄ… z nich byÅ‚o odnalezienie pewnego znajomego, przyjaciela – powinienem raczej powiedzieć – z którym urwaÅ‚ mi siÄ™ kontakt. MiaÅ‚ na imiÄ™ Olaf (czyta siÄ™: uĺov), a mówiliÅ›my do niego zdrobniale Ole (czyta siÄ™: ule). Tak chciaÅ‚, choć od każdego z naszej paczki przyjacióÅ‚ byÅ‚ znacznie starszy. Niski, krÄ™py, z dÅ‚ugÄ… dosyć, już siwÄ… brodÄ…. UbieraÅ‚ siÄ™ raczej niedbale – trochÄ™ zbyt niedbale. ChodziÅ‚ powoli, niepewnie – jak starzec. Te trudnoÅ›ci przypisywano jakimÅ› bÅ‚ahym przyczynom, ale – jak siÄ™ później okazaÅ‚o – powodowaÅ‚a je, wtedy jeszcze nie odkryta, poważna choroba.
KiedyÅ› byÅ‚ znanym w mieÅ›cie psychologiem dzieciÄ™cym. PracowaÅ‚ w szpitalu i miaÅ‚ prywatnÄ… praktykÄ™. U niego konsultowano różne trudne przypadki z caÅ‚ego województwa. ByÅ‚ żonaty, miaÅ‚ dwójkÄ™ dzieci, teraz już dorosÅ‚ych. Å»ycie prowadziÅ‚ dostatnie i przyjemne... Ale w tym, co robiÅ‚, byÅ‚ zalążek przyszÅ‚ej klÄ™ski. W pewnym momencie opuÅ›ciÅ‚a go żona, która miaÅ‚a dość jego różnych zwiÄ…zków z kobietami. WpadÅ‚ w naÅ‚óg alkoholizmu... Zwolniono go z pracy... PodjÄ…Å‚ leczenie, ale częściowo tylko skuteczne... Dzieci nie interesowaÅ‚y siÄ™ zupeÅ‚nie ojcem... OpuÅ›cili go przyjaciele...
Po raz pierwszy spotkaÅ‚em Olego w koÅ›ciele. Nie byÅ‚ katolikiem, ale przychodziÅ‚ na MszÄ™ Å›w. Potem przeważnie siedziaÅ‚ jeszcze dÅ‚ugo w Å‚awce. Czasami wychodziÅ‚ ze wszystkimi, by porozmawiać przed koÅ›cioÅ‚em. KiedyÅ› podszedÅ‚ do mnie i przedstawiÅ‚ siÄ™. MówiÅ‚, że w swoim koÅ›ciele nie znajduje tego, czego szuka, dlatego tu przychodzi. Czego szukaÅ‚?... Sensu życia… Poczucie bezsensu byÅ‚o dla niego cierpieniem nie do wytrzymania. Wielokrotnie myÅ›laÅ‚ nawet o samobójstwie...
Kiedy wspomniaÅ‚, że jest psychologiem, zdziwiÅ‚em siÄ™ trochÄ™. „No, jak to – pomyÅ›laÅ‚em – psycholog, a nie potrafi poradzić sobie ze swoimi problemami? Ani jego koledzy nie potrafiÄ… mu pomóc?”. Szybko jednak doszedÅ‚em do wniosku, że poczucie braku sensu życia jest czÄ™sto, nawet chyba przeważnie, problemem duchowym. SÅ‚usznie wiÄ™c wybraÅ‚ przychodzenie do koÅ›cioÅ‚a. Chyba wiedziaÅ‚, że żaden z jego kolegów psychologów tak naprawdÄ™ nie może mu pomóc. SzukaÅ‚ teraz przyjaźni i pomocy wÅ›ród ludzi wierzÄ…cych. A może przede wszystkim u Jezusa?...
CzÄ™sto siÄ™ spotykaliÅ›my. PrzyjeżdżaÅ‚ do mnie, zostawaÅ‚ na kilka dni. WidziaÅ‚em jego cierpienie. Póki miaÅ‚ pracÄ™, rodzinÄ™, przyjacióÅ‚, nie trzeba byÅ‚o myÅ›leć o jakimÅ› gÅ‚Ä™bszym sensie życia. Praca zajmowaÅ‚a uwagÄ™, wdziÄ™czność ludzi i sukcesy zawodowe dawaÅ‚y satysfakcjÄ™, pieniÄ…dze zaÅ› dostatniÄ… i wygodnÄ… egzystencjÄ™. I to byÅ‚ sens życia. ZdawaÅ‚o siÄ™, że wszystko bÄ™dzie już tak zawsze trwaÅ‚o. Å»e zawsze bÄ™dzie tylko piÄ™cie siÄ™ w górÄ™ po szczeblach kariery, tylko sukcesy, tylko pomnażanie swojego stanu majÄ…tkowego... ZdawaÅ‚o siÄ™, że można robić wszystko, na co siÄ™ ma ochotÄ™. Samemu wyznaczyć sobie zasady moralne, przekraczać te uznane, sprawdzone, „przeÅ‚amywać tabu”. „Ja jestem panem swojego życia. Ja decydujÄ™ o swojej przyszÅ‚oÅ›ci” – tak myÅ›li wielu i tak myÅ›laÅ‚, przypuszczam, Ole.
Ale kiedy ten przez lata budowany gmach zaczÄ…Å‚ siÄ™ walić, kiedy zabrakÅ‚o oparcia, które dawaÅ‚y duże pieniÄ…dze, sukcesy, rodzina, przyjaźnie, wówczas boleÅ›nie siÄ™ okazaÅ‚o, że w tym wszystkim, co robiÅ‚, brakowaÅ‚o czegoÅ› podstawowego, trwaÅ‚ego, czego nigdy nie poszukiwaÅ‚ i nad czym nigdy siÄ™ nie zastanawiaÅ‚. Ten sens życia, który miaÅ‚, byÅ‚ iluzjÄ…… „Po co żyje czÅ‚owiek?” – pytaÅ‚ teraz.
OpowiadaÅ‚em o chrzeÅ›cijaÅ„skim, czyli swoim, sensie życia. Jest ono wÄ™drówkÄ… ku wiecznoÅ›ci – tam jest nasza wÅ‚aÅ›ciwa Ojczyzna. Tu na ziemi jesteÅ›my tylko pielgrzymami. Każdy dzieÅ„ to krok, etap tej pielgrzymki. Åšmierć nie bÄ™dzie koÅ„cem mojego życia, bo jest we mnie nieÅ›miertelna czÄ…stka. BÄ™dzie tylko koÅ„cem życia na ziemi i chwilÄ… spotkania z Chrystusem, SÄ™dziÄ… doskonale sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zÅ‚o karze. „On – cytowaÅ‚em – odda każdemu wedÅ‚ug uczynków jego: tym, którzy przez wytrwaÅ‚ość w dobrych uczynkach szukajÄ… chwaÅ‚y, czci i nieÅ›miertelnoÅ›ci – życie wieczne; tym zaÅ›, którzy sÄ… przekorni, za prawdÄ… pójść nie chcÄ…, a oddajÄ… siÄ™ nieprawoÅ›ci – gniew i oburzenie” (Rz 2, 6-8). CytowaÅ‚em też inne fragmenty Pisma ÅšwiÄ™tego, na przykÅ‚ad ten znany z Drugiego Listu Å›w. PawÅ‚a do Koryntian: „Dlatego też staramy siÄ™ Jemu podobać, czy to gdy z Nim, czy to gdy z daleka od Niego jesteÅ›my. Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunaÅ‚em Chrystusa, aby każdy otrzymaÅ‚ zapÅ‚atÄ™ za uczynki dokonane w ciele, zÅ‚e lub dobre” (5, 9-10). Sensem życia jest czynienie dobrze i unikanie zÅ‚a, aby w ten sposób zasÅ‚użyć sobie na zamieszkanie w domu „nie rÄ™kÄ… uczynionym, lecz wiecznie trwaÅ‚ym w niebie” (2 Kor 5, 1).
Pytanie o sens życia wracaÅ‚o – w takiej czy innej formie – jak bumerang. Na nowo odpowiadaÅ‚em trochÄ™ innymi sÅ‚owami: że sensem mojego życia jest przede wszystkim poznawać Boga, naszego Ojca w niebie, wielbić Go, dziÄ™kować Mu za to, co otrzymujÄ™, prosić Go, poszukiwać Jego woli, starać siÄ™ jÄ… peÅ‚nić, przepraszać, kiedy coÅ› źle zrobiÅ‚em, miÅ‚ować Go. Å»ycie w relacji z Nim jak z Ojcem jest dla mnie sprawÄ… najważniejszÄ…, najwiÄ™kszym sukcesem. W hierarchii ważnoÅ›ci Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, potem dopiero ludzie, nawet najbliżsi, pieniÄ…dze, rozrywka, itd. Cokolwiek czyniÄ™, staram siÄ™ czynić ze wzglÄ™du na Niego.
Każdy i każda z nas jest dzieckiem Bożym. On przecież nam daÅ‚ życie i „utkaÅ‚” nas w Å‚onie matki. On zaszczepiÅ‚ w nas zdolność miÅ‚owania, pragnienie najwyższego dobra i szczęścia, wieczność. To mamy od Naszego Ojca w niebie. ZostaliÅ›my stworzeni do życia w synowsko-ojcowskiej relacji z Nim. Wpisane jest to gÅ‚Ä™boko w naszym sercu. Realizowanie tego wÅ‚aÅ›nie najgÅ‚Ä™bszego, najważniejszego powoÅ‚ania daje sens i radość mojemu życiu… „Jeżeli zaÅ› jesteÅ›my dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a wspóÅ‚dziedzicami Jezusa…” (Rz 8, 17). Rodzice przekazujÄ… swoim dzieciom w dziedzictwie różne dobra, czasami wielkie. To naturalne. Nasz Ojciec też chce nam dać dziedzictwo. Jest ono nieporównywalnie wielkie z każdym, nawet najwiÄ™kszym dobrem ziemskim. I jest wieczne. Bo moim Ojcem jest Stwórca caÅ‚ego kosmosu. Bo On jest wiekuisty i wszechmocny. Bo On jest MiÅ‚oÅ›ciÄ…, Å»yciem, PiÄ™knem, MÄ…droÅ›ciÄ…. ÅšwiÄ™ta Teresa od DzieciÄ…tka Jezus powiedziaÅ‚a przed Å›mierciÄ…: „Ja nie umieram – ja wchodzÄ™ w życie”. Nasze wÅ‚aÅ›ciwe życie rozpocznie siÄ™ dopiero w chwili Å›mierci, byle teraz tÄ™ tuÅ‚aczkÄ™, wygnanie przeżyć godnie.
Ole byÅ‚ straszliwie biedny – mam na myÅ›li – duchowo: rozbity, zagubiony, zrozpaczony, osamotniony... WspóÅ‚czuliÅ›my mu, nie okazujÄ…c jednak tego wyraźnie na zewnÄ…trz, żeby go nie zranić. Raczej staraliÅ›my siÄ™ okazać mu serdeczność i przyjaźń. Szczerze go lubiliÅ›my. Nie byÅ‚ wcale zÅ‚ym czÅ‚owiekiem. Naiwnym – to prawda. Naiwnie uwierzyÅ‚, bez zastanowienia, bez refleksji, w atrakcyjnie brzmiÄ…ce, ale niestety destruktywne haseÅ‚ka o wolnoÅ›ci, tolerancji, o budowaniu socjaldemokratycznego raju na ziemi, bez Boga oczywiÅ›cie.
Chyba czuÅ‚, że przegraÅ‚ życie, jedynÄ…, niepowtarzalnÄ… szansÄ™. ByÅ‚ jak drzewo, które nie wydaÅ‚o dobrych owoców, raczej cierpkie. Poza swoim zrujnowaÅ‚ życie żonie i może innym jeszcze kobietom. ByÅ‚ bardzo marnym ojcem. Nie miaÅ‚ dla dzieci czasu i one teraz nie miaÅ‚y czasu dla niego. UwierzyÅ‚, że paÅ„stwo je wychowa, i one pewnie myÅ›laÅ‚y podobnie: że sÄ… domy dla starców, szpitale – paÅ„stwo zajmie siÄ™ ich ojcem na starość...
MówiÅ‚em mu: „PomagaÅ‚eÅ› przecież ludziom, leczyÅ‚eÅ› chorych. ZrobiÅ‚eÅ› dużo dobra”. Ale i ta myÅ›l nie byÅ‚a wielkÄ… pociechÄ…. Być może robiÅ‚ to tylko dla pieniÄ™dzy, ludzkiego uznania, kariery, bez jakiejkolwiek nadprzyrodzonej motywacji.
PytaÅ‚ wiele razy, dlaczego tak bardzo cierpi. OdpowiadaÅ‚em szczerze, bez owijania w baweÅ‚nÄ™: zÅ‚o, czyli grzech, przynosi zawsze, wczeÅ›niej czy później, cierpienie, choć nie każde cierpienie jest spowodowane grzechem. Szczęście, pokój, radość sÄ… nieodÅ‚Ä…cznie zwiÄ…zane z dobrem, a najwiÄ™ksze dobro, jakie możemy czynić, to miÅ‚ować Boga caÅ‚ym sercem, caÅ‚Ä… duszÄ…, caÅ‚ym umysÅ‚em. ÅšwiÄ™ty PaweÅ‚ tak pisaÅ‚: „Ucisk i utrapienie spadnie na każdego czÅ‚owieka, który dopuszcza siÄ™ zÅ‚a… ChwaÅ‚a zaÅ›, cześć i pokój spotkajÄ… każdego, kto czyni dobrze” (Rz 2, 9-10). „Pokutujesz za swoje grzechy – mówiÅ‚em trochÄ™ żartobliwym tonem, żeby zÅ‚agodzić bolesny efekt sÅ‚ów – lepiej teraz niż potem”. Nie obrażaÅ‚ siÄ™. ByÅ‚ bardzo pokorny, sÅ‚uchaÅ‚.
Pan Bóg daÅ‚ nam swoje przykazania, także jako drogÄ™ do dobrego, szczęśliwego, piÄ™knego życia już tu na ziemi. „PozwoliÅ‚eÅ› siÄ™, niestety, oszukać – tÅ‚umaczyÅ‚em – uÅ‚ożyÅ‚eÅ› sobie życie nie wedÅ‚ug Bożych, ale socjaldemokratycznych przykazaÅ„”. RzeczywiÅ›cie zostaÅ‚ oszukany. Nie odebrano mu pieniÄ™dzy, jak to przeważnie bywa, ale wiarÄ™, nadziejÄ™, rodzinÄ™, dzieci, talenty, pracÄ™... OparÅ‚ swoje życie na zasadach socjaldemokracji i przegraÅ‚ bardzo wiele.
Ale nie przegraÅ‚ jeszcze rzeczy najważniejszej, mianowicie wiecznoÅ›ci. Walka o niÄ… toczy siÄ™ zawsze, dopóki pielgrzymujemy na ziemi. Tu, na ziemi, zawsze jest czas miÅ‚osierdzia. Zawsze syn marnotrawny ma szansÄ™ powrócić do Ojca… Cierpienie, które przeżywaÅ‚, byÅ‚o w ostatecznym rozrachunku nawet jakimÅ› wielkim dobrodziejstwem, dlatego że zmuszaÅ‚o do zastanowienia siÄ™ nad najważniejszymi sprawami, zwÅ‚aszcza nad ostatecznym celem i sensem życia. SzedÅ‚ w ciemnoÅ›ciach, ale wyraźnie w dobrym kierunku.
Pewnego dnia otrzymaÅ‚em wiadomość, że Ole jest w szpitalu. Jego stan byÅ‚ poważny. ZostaÅ‚ w dużym stopniu sparaliżowany. Kilka dni później postawiono diagnozÄ™. ByÅ‚a to jakaÅ› rzadko spotykana choroba, która mogÅ‚a nawet zakoÅ„czyć siÄ™ Å›mierciÄ…. Trzeba byÅ‚o siÄ™ Å›pieszyć... PojechaÅ‚em do szpitala i zapytaÅ‚em go wprost, czy nie chciaÅ‚by konwertować do KoÅ›cioÅ‚a katolickiego, wyspowiadać siÄ™, przyjąć sakrament chorych i EucharystiÄ™. ZgodziÅ‚ siÄ™ bardzo chÄ™tnie. OdetchnÄ…Å‚em z ulgÄ…. Rzucone ziarno sÅ‚owa Bożego jednak wzrosÅ‚o...
W szpitalu leżaÅ‚ do koÅ„ca naszej znajomoÅ›ci, przez okoÅ‚o póÅ‚ roku. Przenoszono go z jednej lecznicy do drugiej. W koÅ„cu znalazÅ‚ siÄ™ 130 km od miejsca mojego zamieszkania. JeździÅ‚em w odwiedziny, jak tylko byÅ‚o to możliwe. KontynuowaliÅ›my nasze rozmowy o Panu Bogu, KoÅ›ciele, cierpieniu, sensie życia... NadszedÅ‚ jednak czas mojego powrotu do Polski. MusiaÅ‚em wracać. Ostatni raz spotkaliÅ›my siÄ™, kiedy już jechaÅ‚em do kraju. Obydwu nam byÅ‚o bardzo smutno. WczeÅ›niej zostawiÅ‚em adres Olego miejscowemu proboszczowi i wyjaÅ›niÅ‚em jego sytuacjÄ™. Nie mogliÅ›my korespondować, ponieważ miaÅ‚ sparaliżowane także rÄ™ce.
Teraz, po czterech latach, staraÅ‚em siÄ™ odnaleźć Olego. PytaÅ‚em wszystkich. Nikt nie wiedziaÅ‚, co siÄ™ z nim staÅ‚o... W parafii byÅ‚ nowy proboszcz i też o nim nie sÅ‚yszaÅ‚. W koÅ„cu ktoÅ› wpadÅ‚ na pomysÅ‚, żeby zadzwonić do urzÄ™du podatkowego, który prowadzi dokÅ‚adne rejestry żyjÄ…cych i zmarÅ‚ych obywateli Szwecji… OkazaÅ‚o siÄ™ to, co przypuszczaliÅ›my – Ole zmarÅ‚.
W listopadzie 2000 roku zakończył swoją ziemską pielgrzymkę. Jakże dramatyczną!... Gdzie jest teraz? Myślę, że jego cierpienie w ostatnich latach życia zostało przyjęte jako pokuta za grzechy, było czyśćcem na ziemi i dzisiaj Ole żyje już szczęśliwie, doskonale szczęśliwie, w swojej niebieskiej Ojczyźnie.