Po decyzji pozostania na WoÅ‚yniu i opuszczeniu transportu „repatriantów” ojciec Serafin Kaszuba musiaÅ‚ zadbać o uzyskanie obywatelstwa radzieckiego, w przeciwnym razie byÅ‚by zaraz aresztowany jako podejrzany wÅ‚óczÄ™ga. Ażeby dostać paszport (dowód osobisty) należaÅ‚o mieć staÅ‚e zameldowanie i pracÄ™. UdaÅ‚ siÄ™ wiÄ™c do Równego i tam siÄ™ zameldowaÅ‚. Jako pracÄ™ podaÅ‚ „sÅ‚użytiel kulta” – czyli duchowny. Jego bazÄ… staÅ‚o siÄ™ Równe, gdzie koÅ›cióÅ‚ byÅ‚ jeszcze otwarty, a tylko plebania zajÄ™ta na klub. Ale to miasto byÅ‚o tylko punktem wypadowym. Ojciec Serafin pracÄ… duszpasterskÄ… objÄ…Å‚ caÅ‚y WoÅ‚yÅ„.
Repatriacja skoÅ„czyÅ‚a siÄ™ w 1946 r.; wielu Polaków pozostaÅ‚o na ziemi rodzinnej. Byli też katolicy innych narodowoÅ›ci oraz Polacy zza dawnej granicy polsko-radzieckiej. Wszyscy potrzebowali kapÅ‚ana. Ojciec Serafin zamieniÅ‚ siÄ™ w wÄ™drownego duszpasterza. „Za chwilÄ™ po nieszporach jadÄ™ do Korca. Jutro wiÄ™c Korzec, Równe, ZdoÅ‚bunów, Dubno i tak w koÅ‚o, aż siÄ™ gÅ‚owa krÄ™ci, ale jak można inaczej, skoro wszÄ™dzie czekajÄ…” – pisaÅ‚ do swoich przeÅ‚ożonych w liÅ›cie przemyconym do Polski. CiÄ…gle w drodze lub dzieÅ„ i noc zajÄ™ty udzielaniem sakramentów oraz katechizacjÄ…, nigdy nie myÅ›laÅ‚ o sobie, nie skarżyÅ‚ siÄ™ nikomu, choć poważnie nadszarpywaÅ‚ i tak sÅ‚abe zdrowie. Nie chcÄ…c narażać ludzi, bo nocowanie ksiÄ™dza byÅ‚o źle widziane, sypiaÅ‚ w koÅ›ciele. Raz o maÅ‚y wÅ‚os nie zginÄ…Å‚ ukamienowany, gdyż jakaÅ› bojówka wywÄ™szyÅ‚a jego obecność w zamkniÄ™tym – na szczęście – koÅ›ciele i rzucaÅ‚a kamieniami przez okna, aby go zabić. Potem już wierni siÄ™ nie godzili, by tak spÄ™dzaÅ‚ noc, i brali go na nocleg do siebie, nie zważajÄ…c na ryzyko.
Koczowniczy tryb życia ostatecznie odbiÅ‚ siÄ™ na zdrowiu. Przebyty paratyfus i nawracajÄ…ce zapalenia ucha zmusiÅ‚y o. Serafina do szukania pomocy lekarskiej. Znajomi Polacy umożliwili mu przyjÄ™cie do szpitala w Leningradzie, gdzie operacja ucha okazaÅ‚a siÄ™ konieczna. Ci leningradzcy znajomi jeszcze wiele razy dowiedli swej ofiarnej i wiernej przyjaźni. PoÅ›wiÄ™cenie wykazywane przez kapÅ‚ana wyzwalaÅ‚o u ludzi chęć odwdziÄ™czenia siÄ™ na wszelki możliwy sposób. PrzygarniÄ™ty sierota MikoÅ‚aj staÅ‚ siÄ™ nieocenionym pomocnikiem ojca Kaszuby, a później kierowcÄ… starego moskwicza, którego nabycie staÅ‚o siÄ™ wielkim uÅ‚atwieniem podróży duszpasterskich.
Ojciec Serafin uzyskaÅ‚ od Boga na tÄ™ jego misjÄ™ szczególny dar wewnÄ™trznego spokoju, czuÅ‚ siÄ™ „caÅ‚y w rÄ™kach OpatrznoÅ›ci” pomimo ciÄ…gÅ‚ego deptania mu po piÄ™tach przez wÅ‚adze. „WychudÅ‚y, z zapadniÄ™tymi policzkami, w lichym odzieniu, ze skromnym toboÅ‚kiem, nie sprawiaÅ‚ wrażenia niebezpiecznego czÅ‚owieka. BywaÅ‚o, że niekiedy »organa« pomagaÅ‚y mu w drodze, uważajÄ…c go za zagubionego niedoÅ‚Ä™gÄ™”.
Tam, gdzie koÅ›cioÅ‚y byÅ‚y popalone lub zamkniÄ™te, gromadzono siÄ™ w prywatnych domach. Na caÅ‚ym obszarze od BiaÅ‚orusi do Lwowa pracowaÅ‚o już tylko kilku księży. Ojciec Serafin tak pisaÅ‚ do swych wÅ‚adz zakonnych: „Nie mam czasu nawet odprawić uczciwych rekolekcji ani wypocząć fizycznie i duchowo, bo nie sposób znaleźć zastÄ™pstwo. Najgorzej jednak, że nie widzimy przed sobÄ… żadnej przyszÅ‚oÅ›ci. Wymieramy powoli, lecz nieuchronnie. DziÄ™ki Bogu, że wróciÅ‚o kilku [księży deportowanych] ze Wschodu” (1957 r.). Jednak odrzucaÅ‚ wszelkie pokusy powrotu do Polski: „ZnaczyÅ‚oby to przecież pozostawić bez opieki duszpasterskiej parÄ™ tysiÄ™cy wiernych, zgromadzonych przy szeÅ›ciu koÅ›cioÅ‚ach, które Å‚askÄ… OpatrznoÅ›ci już jedenaÅ›cie lat utrzymujemy” (1956 r.).
Ewangelizacja w Å‚agrach
Ten okres ks. WÅ‚adysÅ‚aw BukowiÅ„ski przeżyÅ‚ w wiÄ™zieniu, skazany w 1945 r. na 10 lat. Ale czasu tam nie marnowaÅ‚, zajÄ™ty ewangelizacjÄ…. Sam wspominaÅ‚: „ByÅ‚o to zimÄ… 1947/48 roku. ByÅ‚em wtedy w wielkim obozie w uralskich górach, znajdujÄ…cym siÄ™ w miasteczku BakuÅ‚ obwodu czelabiÅ„skiego. W tym obozie byÅ‚o kilka tysiÄ™cy więźniów, w tym znaczna część – bodajże poÅ‚owa – żulików, czyli po polsku rzezimieszków. MieszkaliÅ›my w dużych barakach, w warunkach bardzo prymitywnych. Na noc drzwi do każdego baraku byÅ‚y otwarte, a przed barakiem staÅ‚y sÅ‚ynne »parasze«, czyli kubÅ‚y. Surowo siÄ™ zabraniaÅ‚o przechodzić z baraku do baraku. Przez caÅ‚Ä… noc kursowaÅ‚y po obozie patrole. Jeżeli taki patrol zÅ‚apaÅ‚ w nocy niefortunnego spacerowicza, to natychmiast odprowadzaÅ‚ go do karceru... W tym obozie byÅ‚o prócz mnie dwóch księży prawosÅ‚awnych, ale ani jednego wiÄ™cej katolickiego.
ChodziÅ‚o o spowiedź. Latem nie byÅ‚o z tym żadnego kÅ‚opotu, ale zimÄ… można to byÅ‚o zrobić tylko w nocy, gdy wszyscy spali. Wiele razy te nocne spacery udawaÅ‚y siÄ™ znakomicie. Aż wreszcie pewnego razu... Przez kilka nocy przygotowywaÅ‚em do pierwszej spowiedzi jednego naszego rodaka z okolic KamieÅ„ca Podolskiego, który miaÅ‚ na imiÄ™ BolesÅ‚aw. (...) Wszystko odbyÅ‚o siÄ™ zgodnie z planem. Po kilku nocach przygotowawczych BolesÅ‚aw bardzo Å‚adnie siÄ™ wyspowiadaÅ‚ z caÅ‚ego życia. Po spowiedzi pogawÄ™dziliÅ›my przyjaźnie przez dÅ‚uższÄ… chwilÄ™. ByÅ‚o już dobrze po póÅ‚nocy, kiedy wracaÅ‚em do swojego baraku, który znajdowaÅ‚ siÄ™ na koÅ„cu obozu. Wtem bÅ‚ysk rÄ™cznej latarki elektrycznej i gÅ‚os: »Stój, kto idiot?«. NatknÄ…Å‚em siÄ™ na patrol. (...) Dalej potoczyÅ‚o siÄ™ wszystko bardzo szybko. »Czegoż ty, popie, wÅ‚óczysz siÄ™ w nocy po obozie?«. Pierwszy podoficer podchodzi do mnie, uderza mnie w prawy policzek, aż zapiekÅ‚o, i mówi: »Nu prowaliwaj!« – »WynoÅ› siÄ™!«. Nie nastawiÅ‚em zgodnie z EwangeliÄ… lewego policzka, tylko wróciÅ‚em do swego baraku bardzo zÅ‚y i wzburzony”. Ale potem przyszÅ‚a refleksja, że to byÅ‚a Å‚agodniejsza kara od karceru. Przez wszystkie lata przeÅ›ladowaÅ„ ks. BukowiÅ„ski nie straciÅ‚ ogromnego poczucia sprawiedliwoÅ›ci, które przy wrodzonej życzliwoÅ›ci do ludzi powodowaÅ‚o, że o nikim wÅ‚aÅ›ciwie nie mówiÅ‚ źle. WszÄ™dzie widziaÅ‚ i podkreÅ›laÅ‚ przede wszystkim dobre strony.
W 1954 r., po odbyciu kary wiÄ™zienia, ks. BukowiÅ„ski zostaÅ‚ zesÅ‚any do Kazachstanu. „Opatrzność Boża dziaÅ‚a nieraz i przez ateistów, którzy zesÅ‚ali mnie tam, gdzie ksiÄ…dz byÅ‚ potrzebny. Już w sierpniu 1954 r. wiedziaÅ‚em, że czeka mnie tam niezmiernie wielka praca duszpasterska. ZesÅ‚aniec, podobnie jak obozowiec, ma Å›cisÅ‚y obowiÄ…zek pracować dla rzÄ…du. WziÄ…Å‚em takÄ… pracÄ™, która dawaÅ‚a mi stosunkowo dużo wolnego czasu na pracÄ™ duszpasterskÄ…. PracowaÅ‚em co drugÄ… noc jako stróż nocny na obiektach budowlanych. Pracy kapÅ‚aÅ„skiej, oczywiÅ›cie po domach prywatnych, byÅ‚o na poczÄ…tku wiele, jak nigdy przedtem i potem w moim życiu. Ogromna wiÄ™kszość spowiedzi byÅ‚a generalnych z caÅ‚ego życia” – pisaÅ‚ w swoich wspomnieniach.
Na szczęście do Kazachstanu trafiÅ‚o też dwóch księży, zwolnionych z wiÄ™zienia, przyjacióÅ‚ ks. BukowiÅ„skiego: ks. Józef KuczyÅ„ski i ks. BronisÅ‚aw Drzepecki. Ten ostatni miaÅ‚ za sobÄ… 10 lat bardzo ciężkiego obozu w Workucie, za koÅ‚em podbiegunowym, gdzie pracowaÅ‚ w kopalni miedzi. Wypuszczony ze zmarnowanym zdrowiem i bez prawa do zameldowania siÄ™ gdziekolwiek, tuÅ‚aÅ‚ siÄ™, mogÄ…c w jednej miejscowoÅ›ci zatrzymać siÄ™ nie dÅ‚użej niż trzy dni. TrafiÅ‚ wreszcie do Kazachstanu. BÄ™dÄ…c już na wolnoÅ›ci, pisaÅ‚ do rodziny: „Duchowo trzymaÅ‚em siÄ™ dobrze i ani mojego dostojeÅ„stwa, ani godnoÅ›ci nie uroniÅ‚em”. Potem, wobec próÅ›b rodziny, by wróciÅ‚ do Polski, napisaÅ‚: „Co do mego wyjazdu – przyznajÄ™ siÄ™, że chęć odpoczynku, zmiana otoczenia, staniÄ™cie przy oÅ‚tarzu – to wszystko może nÄ™cić potężnie. Tylko jeden jedyny powód powstrzymuje – może kiedyÅ› bÄ™dÄ™ potrzebny gdzieÅ› tutaj. Nie mam prawa cofać siÄ™ przed tym”.
Kazachstan
Kazachstan to kraj wielkich stepów, dziewiÄ™ciokrotnie wiÄ™kszy od Polski, który staÅ‚ siÄ™ najwiÄ™kszÄ… rosyjskÄ… koloniÄ… w Azji. Jeszcze za rzÄ…dów carskich zmuszono koczowniczych Kazachów do tego, by stali siÄ™ rolnikami i przyjÄ™li islam. Potem nastaÅ‚a wÅ‚adza bolszewicka i zakazano wierzyć w jakichkolwiek bogów. Natomiast kazano zaorać step i obsiać go pszenicÄ…. Efekt byÅ‚ ten, że bujny step zamieniÅ‚ siÄ™ w lotne piaski albo nieużytki. Eksperymentu dokonano na obszarze równym powierzchni Niemiec. Ten wÅ‚aÅ›nie zniszczony step staÅ‚ siÄ™ najwiÄ™kszym w Å›wiecie miejscem deportacji, jednym wielkim wiÄ™zieniem. Na terenie Kazachstanu utworzono 70 obozów pracy, dla wszystkich narodowoÅ›ci.
Pierwsza fala zesÅ‚aÅ„ców Polaków miaÅ‚a miejsce w 1936 r., w czasie tzw. czystek stalinowskich. ZesÅ‚aÅ„cy jechali pociÄ…gami dwa tygodnie, dalej ciężarówkami i pieszo w step. WokoÅ‚o zupeÅ‚na pustka: równina stepowa, ani jednego drzewa. Wyznaczono miejsce, gdzie mieli pozostać – i róbcie, co chcecie... Mieszkali w skleconych byle jak namiotach lub dÅ‚ubali w ziemi schroniska-ziemianki. Przez 20 lat nie wolno im byÅ‚o zmieniać miejsca. Pracowali w tej nieurodzajnej ziemi, w koÅ‚chozie. ByÅ‚ gÅ‚ód, brakowaÅ‚o wody, Å›miertelność byÅ‚a bardzo duża. W 1937 r. wymordowano część mężczyzn. NastÄ™pna fala deportacji nastÄ…piÅ‚a w latach 1939 – 1940. Do dziÅ› wszyscy Polacy ze wschodu wspominajÄ…, ilu ich bliskich pochÅ‚onÄ…Å‚ Kazachstan.
W jednym takim miejscu deportacji, gdzie brakowaÅ‚o i wody, i pożywienia, Polacy żarliwie siÄ™ modlili do Matki Bożej, odmawiali różaniec, Å›piewali pieÅ›ni maryjne, bÅ‚agajÄ…c o zlitowanie. I staÅ‚ siÄ™ cud.
Do dziÅ› zatarÅ‚y siÄ™ pewne szczegóÅ‚y, inne obrosÅ‚y legendÄ…, ale można mniej wiÄ™cej tak zrekonstruować fakty. 25 marca 1941 r. 17-letnia Adela z koleżankÄ… poszÅ‚y w step po siano dla krowy. WracajÄ…c, obÅ‚adowane workami z sianem, straciÅ‚y orientacjÄ™, gdyż drogÄ™ do wsi zagrodziÅ‚a im woda. PróbowaÅ‚y jÄ… obejść, ale wody byÅ‚o coraz wiÄ™cej i wiÄ™cej. Na szczęście dostrzeżono we wsi niebezpieczeÅ„stwo grożące dziewczÄ™tom i grupa mężczyzn poszÅ‚a im na pomoc. TrzymajÄ…c siÄ™ mocno za rÄ™ce, przebrnÄ™li przez wodÄ™ i przyprowadzili dziewczÄ™ta do wsi.
NastÄ™pnego dnia woda staÅ‚a nadal. ObejmowaÅ‚a obszar sporego jeziora, które już zostaÅ‚o, chociaż nie przepÅ‚ywaÅ‚a tam żadna rzeczka. SkÄ…d siÄ™ te wody wzięły? Radość we wsi byÅ‚a ogromna. Teraz wody starczyÅ‚o i dla ludzi, i dla zwierzÄ…t. Adela żyje do dziÅ› i opowiada, że od tego cudu Matki Bożej wieÅ› nazwano Oziorno.
MieszkaÅ„cy Oziornego mówiÄ…, że cuda byÅ‚y trzy. Jeszcze tego samego roku, w czerwcu, w jeziorze ukazaÅ‚y siÄ™ ryby, wielkie ryby, w takiej iloÅ›ci, że można je byÅ‚o Å‚owić rÄ™kÄ…. Ryby te uratowaÅ‚y wiele ludzi od gÅ‚odu. MieszkaÅ„cy Oziornego zaufali Maryi i sÄ… pewni, że to Ona sprawiÅ‚a te dwa cuda. Pomimo tylu cierpieÅ„, zesÅ‚ania, komunizmu, gÅ‚odu i poniewierki wiara tych ludzi pozostaÅ‚a silna. ZesÅ‚aÅ„cy przez 20 lat nie widzieli kapÅ‚ana – to byÅ‚o ich najwiÄ™ksze pragnienie. I oto staÅ‚ siÄ™ trzeci cud: któregoÅ› dnia nie wiadomo skÄ…d, niespodziewanie zjawiÅ‚ siÄ™ w Oziornem ksiÄ…dz katolicki. ByÅ‚y chrzty, Å›luby, niekoÅ„czÄ…ce siÄ™ spowiedzi, Msza Å›w., nauki, katechizacja… I wkrótce kapÅ‚an nagle znikÅ‚, tak jak przybyÅ‚. Ale już po pewnym czasie dojechaÅ‚ inny z posÅ‚ugÄ… duszpasterskÄ….
ByÅ‚o to wynikiem tej akcji, którÄ… ksiÄ…dz BukowiÅ„ski oraz inni księża zapoczÄ…tkowali w Kazachstanie. KsiÄ…dz BukowiÅ„ski, zwolniony z wiÄ™zienia w 1954 r., zostaÅ‚ administracyjnie zesÅ‚any do Karagandy. ByÅ‚o już po Å›mierci Stalina i zaczynaÅ‚ siÄ™ okres tzw. odwilży, której punktem centralnym staÅ‚ siÄ™ XX Zjazd KPZR ze sÅ‚awnym referatem Nikity Chruszczowa, zapowiadajÄ…cym „destalinizacjÄ™” systemu komunistycznego. PowiaÅ‚o trochÄ™ liberalniejszym kursem: zaczÄ™to mówić o wolnoÅ›ci sÅ‚owa i sumienia, zaczÄ™to obiecywać. TrwaÅ‚o to krótko, skoÅ„czyÅ‚o siÄ™ na obietnicach, ale księża, których los rzuciÅ‚ w gÅ‚Ä…b ZSRR, wykorzystali nawet tÄ™ okruszynÄ™ wolnoÅ›ci. Przede wszystkim do tego, aby siÄ™ porozumieć, zorganizować wspóÅ‚pracÄ™ i objąć opiekÄ… duszpasterskÄ… możliwie najwiÄ™kszy obszar. „Każdy ksiÄ…dz polski deportowany do ZSRR – opowiadaÅ‚ ks. BukowiÅ„ski – staÅ‚ siÄ™ bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwem dla wiernych, nieraz pozbawionych kapÅ‚ana od czasów rewolucji”. Do pracy przystÄ…pili prócz ks. BukowiÅ„skiego jego konfratrzy: ks. Józef KuczyÅ„ski i ks. BronisÅ‚aw Drzepecki, potem też inni księża polscy i niemieccy, znajdujÄ…cy siÄ™ w azjatyckiej części ZSRR. Praca polegaÅ‚a na tym, by oprócz swojego miejsca zamieszkania (ks. BukowiÅ„ski zamieszkaÅ‚ w Karagandzie, ks. KuczyÅ„ski w TeiÅ„czy w obwodzie koÅ‚czetaÅ„skim, ks. Drzepecki w Zielonym Gaju pod Celinogrodem [AkmoliÅ„sk]) odwiedzać miejscowoÅ›ci, gdzie żyjÄ… katolicy pozbawieni kapÅ‚ana. Kto zebraÅ‚ trochÄ™ funduszy i siÅ‚, ruszaÅ‚ w drogÄ™ wedÅ‚ug wykazu punktów kontaktowych uzgodnionych z innymi księżmi i zgodnie z sygnaÅ‚ami z terenu. Taka podróż trwaÅ‚a kilka tygodni. Etapami byÅ‚y samotne domostwa, leÅ›niczówki, czasem caÅ‚e osady – jeżeli w nich mieszkali tylko katolicy. Te apostolskie podróże byÅ‚y oczywiÅ›cie nielegalne i musiaÅ‚y siÄ™ odbywać wedÅ‚ug zasad najgÅ‚Ä™bszej konspiracji. SkÄ…d siÄ™ ludzie dowiadywali o przyjeździe kapÅ‚ana i trafiali punktualnie na miejsce spotkania, jadÄ…c nieraz setki kilometrów, to pozostanie tajemnicÄ… dziaÅ‚ania Ducha ÅšwiÄ™tego.
Księża docierali nieraz do miejsc bardzo odlegÅ‚ych. KsiÄ…dz BukowiÅ„ski tak wspominaÅ‚ jednÄ… takÄ… podróż w okolice AÅ‚ma Aty, w 1957 roku: „W jednej wiosce dosÅ‚ownie caÅ‚a wieÅ› czekaÅ‚a na mnie. Kiedy przyjechaÅ‚em (samochodem osobowym), odÅ›wiÄ™tnie ubrane dziewczÄ™ta otoczyÅ‚y mnie wieÅ„cem jak prymicjanta i wprowadziÅ‚y mnie do domu przeznaczonego na nabożeÅ„stwo, a caÅ‚y lud Å›piewaÅ‚ bardzo piÄ™knie »Kto siÄ™ w opiekÄ™ odda Panu swemu…«. W innej wiosce powitaÅ‚ mnie krótkim przemówieniem, w obecnoÅ›ci licznie zgromadzonego ludu, miejscowy patriarcha, pan StanisÅ‚aw Lewicki. ByÅ‚o to chyba najbardziej wzruszajÄ…ce przemówienie wygÅ‚oszone do mnie w caÅ‚ym życiu. Pan Lewicki mówiÅ‚: »Wywieźli nas pod te góry, zostawili tutaj i wszyscy zapomnieli o nas. Nikt o nas nie pamiÄ™taÅ‚. Dopiero Ojciec Duchowny do nas przyjechaÅ‚. My takie sieroty, my takie sieroty«. PÅ‚akaÅ‚ czcigodny patriarcha, pÅ‚akaÅ‚ caÅ‚y zebrany lud, pÅ‚akaÅ‚ i ksiÄ…dz razem z nimi. Ale to byÅ‚y dobre Å‚zy”.